Po tym rozdziale odkryjecie jaka jestem nieprzewidywalna :D hehehehe.
Magrie czuła się jak skończona idiotka. Zapewniła sobie szybką i bolesną śmierć w otoczeniu cekinowych, słodkich błyskotek, krytycznego jury i szalonego tłumu. Miała zostać pogrzebana w kiczowatej, jasnoróżowej sukience oraz tonie makijażu zostając porcelanową lalką cieszącą ludzkie oko. Gorszych katuszy nie mogła sobie zapewnić. Wszystko przez głupią rywalkę, dla której chciała wziąć udział w koszmarnym przedstawieniu. Wciągnęła w to Miley i psiaka Pokemona.
Nastolatka wcześniej nie miała przyjemności dokładniej przyglądnąć się czarnemu stworkowi. Był on cały w zaschniętym błocie przez to dziewczyna nie mogła jednoznacznie określić jego gatunku.
Przekroczyłam próg mieszkania dziadków. W rzeczywistości był to prawdziwy dom państwa Rowanów, ale dziadek będący naukowcem oraz osobą odpowiedzialną za wręczanie starterów młodym trenerom większość czasu spędzał w laboratorium w Sandgem.
Mieszkanie było puste. Dziewczyna odetchnęła z wyraźną ulgą. Mimo to skradała się po cichu jakby bała się spotkać jakiegoś domownika. Takie przyzwyczajenie. Kiedy jej tato wracał o późnych godzinach i spał do południa, nastolatka w taki sposób przemieszczała się, aby zapewnić mu zasłużony sen. Skierowała się do małej łazienki z jasnoniebieskimi kafelkami. Odkręciła kurki wlewając ciepłą wodę do wanny oraz nalewając odpowiedniego płynu do kąpieli dla Pokemonów. Miley schowała się pod kanapą na samą myśl o kąpieli.
Po kilku minutach para unosiła się po całym pomieszczeniu, a słodki, jagodowy zapach płynu wzbudzał apetyt u nastolatki.
- Wskakuj. - zachęciła czarnego Pokemona, który stał się o wiele bardziej spokojny niż wcześniej. Przechylił lekko główkę i posłusznie wskoczył do wanny. Margaret zaczęła myć go szamponem, woda szybko przybrała mętny odcień, a na pyszczku psiaka zawitał wyraz zadowolenia. Pokemon wyskoczył z wanny cały czysty i pachnący różami i jagodami. Ochlapał Margie i wzbudził w niej szok. - Umbreon?
Pokemon posiadał czarną sierść niczym ciemna noc. Na uszach oraz ogonie miał żółte paski. Podobne na czole oraz na łapach widniały żółte okręgu. Czerwone ślepia spoglądały na mnie przyjaźnie.
Jeden znajomy Margie miał Umbreona, dlatego ten spokojnie zachowywał się w jej obecności. Za żadne skarby nie mogła sobie przypomnieć właściciela stworka. Przez umysł przeszły jej straszne scenariusze związane z zniknięciem jego trenera.
Podała mu miskę pełną jedzenia. Czekała, aż psiak zje obiad, a ona będzie mogła zgłosić sierżant Jenny o znalezieniu Pokemona. Może ktoś szukał go od kilku dni i zgłosił to policjantce?
Maragret odwiedziła posterunek sierżant Jenny, jednak nie zastała policjantki. Była ona na akcji w terenie i miała wrócić wieczorem. Dziewczyna krążyła po Floaromie obserwując trenerów, którzy przypadkiem nie szukali Pokemona. Postanowiła zaglądnąć do białego budynku Centrum Pokemon.
Jak weszła do pomieszczenie uderzyła ją fala przyjemnego zimnego powietrza z klimatyzacji. Ruch był dość spotu, ale kobieta z różowymi włosami oraz białym stroju pielęgniarskim sprawnie sobie radziła z chorymi Pokemonami. Nastolatka podeszła nieśmiało do lady pytając o trenerka Umbreona. Niestety siostra nie miała żadnego zgłoszenia w tej sprawie, ale zgodziła się na obserwacje ewolucji Eeveego. Dziewczyna uśmiechnęła się z tego faktu. Jej szczęście, jednak nie trwało wiecznie.
- Gwiazdeczka Rowan. - przywitała ją ponuro Astrid krzyżując swoje ręce na piersi. - Sprawdzałam listę uczestników pokazów w Floaromie. Nie widniało tam twoje nazwisko. Czyżbyś stchórzyła? - uśmiechnęła się ironicznie.
Maragret zacisnęła mocno pięści, że pobladły jej knykcie. Dolną wargę przegryzła, aby nie ponieść się emocjom. Policzyła do dziesięciu i ze spokojem odetchnęła.
- Pokazy to nie moja bajka. Nie chce znowu bawić się w zdobywanie wstążek i ubieranie słodkich sukienek. - wytłumaczyła. - Wyrosłam z tego. Zawsze możemy rozegrać zwykłą bitwę lub pokazową jak ci tak bardzo zależy.
- Załatwmy to jak na trenera przystało. - wyznała poważnym tonem. - Zwykła bitwa na zakończenie naszych sporów. - podała dłoń zdziwionej Margie. - Czekam na ciebie na boisku.
Plac treningowy dla trenerów nadający się do małych pojedynków znajdował się najczęściej za Centrum Pokemon. Było to zwykłe pole walki z wyznaczonymi białymi linami i otoczone pięknymi drzewami, pięknie pachnącymi kwiatami oraz krzewami z soczystymi owocami. W takim miejscu trenerzy rozluźniali się pod wpływem słodkich zapachów i ze spokojem ducha oddawali się walce.
Dziewczyny ustawiły się naprzeciw siebie bacznie się obserwując. Walczyły własnymi głównymi, kocimi Pokemonami. Za arbitra służył im młody, dziesięcioletni trener chcący zobaczyć walkę wkurzonych lasek.
- Gramy jeden na jednego. Wygrywa ta trenerka, której Pokemon będzie zdolny do walki. - wytłumaczyła zasady chłopak. - Do boju!
- Zamieć! - zaczęła bez żadnego ostrzeżenia trenerka Delli. Z pyszczka beżowej kotki wydobyły się jasne, świecące drobinki błyszczące w promieniach słońca. Z każdą chwilą przeradzały się w silny wiatr ochładzający temperaturę. Margaret zasłoniła sobie twarz ręką, aby zimny wiatr nie wpadł jej do oczu.
- Piorun! - wydała komendę brunetka. Glameow zamiauczała głośno wydając z siebie ogromną dawkę elektryczności. Było to spotkanie prawdziwych żywiołów. Ponad Centrum Pokemon wznosiła się złota fala elektryczności zmieszana z białymi, błyszczącymi pyłkami tworząc spektakularny efekt. - Więcej mocy! - motywowała Margie. Piorun stał się na tyle potężny, że poraził Delcatty. Z nieba zaczęły spadać srebrne i złote pyłki.
- Szybki atak! - zażądała Astrid. Pokemon wystartował niczym rakieta pozostawiając za sobą białą smużkę,
- Powstrzymaj za pomocą Stalowego Ogona, a później unieruchom. - oznajmiła trenerka Miley. Szara kotka wyprostowała swój sprężynowy ogon tak, że zaświecił srebrnym blaskiem. Z cierpliwością czekał na przeciwnika. Kiedy Delia była wystarczająco blisko uderzyła ogonem w jej łapki powodując bolesne spotkanie z ziemią. Miley nie czekała na żadną reakcję tylko chwyciła beżową kotkę i związała we własnym ogonie.
I jak zdziwieni?
Magrie czuła się jak skończona idiotka. Zapewniła sobie szybką i bolesną śmierć w otoczeniu cekinowych, słodkich błyskotek, krytycznego jury i szalonego tłumu. Miała zostać pogrzebana w kiczowatej, jasnoróżowej sukience oraz tonie makijażu zostając porcelanową lalką cieszącą ludzkie oko. Gorszych katuszy nie mogła sobie zapewnić. Wszystko przez głupią rywalkę, dla której chciała wziąć udział w koszmarnym przedstawieniu. Wciągnęła w to Miley i psiaka Pokemona.
Nastolatka wcześniej nie miała przyjemności dokładniej przyglądnąć się czarnemu stworkowi. Był on cały w zaschniętym błocie przez to dziewczyna nie mogła jednoznacznie określić jego gatunku.
Przekroczyłam próg mieszkania dziadków. W rzeczywistości był to prawdziwy dom państwa Rowanów, ale dziadek będący naukowcem oraz osobą odpowiedzialną za wręczanie starterów młodym trenerom większość czasu spędzał w laboratorium w Sandgem.
Mieszkanie było puste. Dziewczyna odetchnęła z wyraźną ulgą. Mimo to skradała się po cichu jakby bała się spotkać jakiegoś domownika. Takie przyzwyczajenie. Kiedy jej tato wracał o późnych godzinach i spał do południa, nastolatka w taki sposób przemieszczała się, aby zapewnić mu zasłużony sen. Skierowała się do małej łazienki z jasnoniebieskimi kafelkami. Odkręciła kurki wlewając ciepłą wodę do wanny oraz nalewając odpowiedniego płynu do kąpieli dla Pokemonów. Miley schowała się pod kanapą na samą myśl o kąpieli.
Po kilku minutach para unosiła się po całym pomieszczeniu, a słodki, jagodowy zapach płynu wzbudzał apetyt u nastolatki.
- Wskakuj. - zachęciła czarnego Pokemona, który stał się o wiele bardziej spokojny niż wcześniej. Przechylił lekko główkę i posłusznie wskoczył do wanny. Margaret zaczęła myć go szamponem, woda szybko przybrała mętny odcień, a na pyszczku psiaka zawitał wyraz zadowolenia. Pokemon wyskoczył z wanny cały czysty i pachnący różami i jagodami. Ochlapał Margie i wzbudził w niej szok. - Umbreon?
Pokemon posiadał czarną sierść niczym ciemna noc. Na uszach oraz ogonie miał żółte paski. Podobne na czole oraz na łapach widniały żółte okręgu. Czerwone ślepia spoglądały na mnie przyjaźnie.
Jeden znajomy Margie miał Umbreona, dlatego ten spokojnie zachowywał się w jej obecności. Za żadne skarby nie mogła sobie przypomnieć właściciela stworka. Przez umysł przeszły jej straszne scenariusze związane z zniknięciem jego trenera.
Podała mu miskę pełną jedzenia. Czekała, aż psiak zje obiad, a ona będzie mogła zgłosić sierżant Jenny o znalezieniu Pokemona. Może ktoś szukał go od kilku dni i zgłosił to policjantce?
Maragret odwiedziła posterunek sierżant Jenny, jednak nie zastała policjantki. Była ona na akcji w terenie i miała wrócić wieczorem. Dziewczyna krążyła po Floaromie obserwując trenerów, którzy przypadkiem nie szukali Pokemona. Postanowiła zaglądnąć do białego budynku Centrum Pokemon.
Jak weszła do pomieszczenie uderzyła ją fala przyjemnego zimnego powietrza z klimatyzacji. Ruch był dość spotu, ale kobieta z różowymi włosami oraz białym stroju pielęgniarskim sprawnie sobie radziła z chorymi Pokemonami. Nastolatka podeszła nieśmiało do lady pytając o trenerka Umbreona. Niestety siostra nie miała żadnego zgłoszenia w tej sprawie, ale zgodziła się na obserwacje ewolucji Eeveego. Dziewczyna uśmiechnęła się z tego faktu. Jej szczęście, jednak nie trwało wiecznie.
- Gwiazdeczka Rowan. - przywitała ją ponuro Astrid krzyżując swoje ręce na piersi. - Sprawdzałam listę uczestników pokazów w Floaromie. Nie widniało tam twoje nazwisko. Czyżbyś stchórzyła? - uśmiechnęła się ironicznie.
Maragret zacisnęła mocno pięści, że pobladły jej knykcie. Dolną wargę przegryzła, aby nie ponieść się emocjom. Policzyła do dziesięciu i ze spokojem odetchnęła.
- Pokazy to nie moja bajka. Nie chce znowu bawić się w zdobywanie wstążek i ubieranie słodkich sukienek. - wytłumaczyła. - Wyrosłam z tego. Zawsze możemy rozegrać zwykłą bitwę lub pokazową jak ci tak bardzo zależy.
- Załatwmy to jak na trenera przystało. - wyznała poważnym tonem. - Zwykła bitwa na zakończenie naszych sporów. - podała dłoń zdziwionej Margie. - Czekam na ciebie na boisku.
Plac treningowy dla trenerów nadający się do małych pojedynków znajdował się najczęściej za Centrum Pokemon. Było to zwykłe pole walki z wyznaczonymi białymi linami i otoczone pięknymi drzewami, pięknie pachnącymi kwiatami oraz krzewami z soczystymi owocami. W takim miejscu trenerzy rozluźniali się pod wpływem słodkich zapachów i ze spokojem ducha oddawali się walce.
Dziewczyny ustawiły się naprzeciw siebie bacznie się obserwując. Walczyły własnymi głównymi, kocimi Pokemonami. Za arbitra służył im młody, dziesięcioletni trener chcący zobaczyć walkę wkurzonych lasek.
- Gramy jeden na jednego. Wygrywa ta trenerka, której Pokemon będzie zdolny do walki. - wytłumaczyła zasady chłopak. - Do boju!
- Zamieć! - zaczęła bez żadnego ostrzeżenia trenerka Delli. Z pyszczka beżowej kotki wydobyły się jasne, świecące drobinki błyszczące w promieniach słońca. Z każdą chwilą przeradzały się w silny wiatr ochładzający temperaturę. Margaret zasłoniła sobie twarz ręką, aby zimny wiatr nie wpadł jej do oczu.
- Piorun! - wydała komendę brunetka. Glameow zamiauczała głośno wydając z siebie ogromną dawkę elektryczności. Było to spotkanie prawdziwych żywiołów. Ponad Centrum Pokemon wznosiła się złota fala elektryczności zmieszana z białymi, błyszczącymi pyłkami tworząc spektakularny efekt. - Więcej mocy! - motywowała Margie. Piorun stał się na tyle potężny, że poraził Delcatty. Z nieba zaczęły spadać srebrne i złote pyłki.
- Szybki atak! - zażądała Astrid. Pokemon wystartował niczym rakieta pozostawiając za sobą białą smużkę,
- Powstrzymaj za pomocą Stalowego Ogona, a później unieruchom. - oznajmiła trenerka Miley. Szara kotka wyprostowała swój sprężynowy ogon tak, że zaświecił srebrnym blaskiem. Z cierpliwością czekał na przeciwnika. Kiedy Delia była wystarczająco blisko uderzyła ogonem w jej łapki powodując bolesne spotkanie z ziemią. Miley nie czekała na żadną reakcję tylko chwyciła beżową kotkę i związała we własnym ogonie.
Astrid uśmiechnęła się szyderczo.
- Fala Szoku! - krzyknęła. Delcatty głośno miauknęła powodując, że pojedyncze jasnoniebieskie fale ogłuszyły całkowicie Miley. Nie mogła wykonać żadnego ruchu będąc otumaniona głośnym hałasem i szumem w uszach.
Margaret intensywnie myślała jak miała partnerce przekazać polecenia, kiedy niespodziewanie z Centrum Pokemon z jednego okna wyleciał czarny dym. Z budynku wyskoczyła dwójka dziwnie ubranych nastolatków będących fanami science fiction. Chłopak trzymał ogromny worek, a dziewczyna związanego Umbreona.
- Szybciej Samuel. - poganiała go. - Zanim przyjdzie tutaj sierżant Jenny,
- Ile razy mam ci mówić siostrzyczko, że jestem Sam! - zdenerwował się próbując coś znaleźć w kieszeni swojego kombinezonu. - Sarunia.
- Sara! - pacnęła go mocno w głowę.
Margaret stwierdziła, że ta dwójka to zdecydowanie bliźniaki podobni do siebie jak dwie krople wody. Oboje mieli jasnoniebieskie włosy. Sara zrobiła dwa małe kucyki związane czarnymi kokardkami. Dziewczyna była o pół głowy niższa od brata. Posiadali jasne karnacje, zielone tęczówki wchodzące w odcień limonki, lekko zadziorne noski oraz cienki wargi. Dwójka miała na sobie dziwne kostiumy. Śnieżnobiałe buty sięgały im po kolana. Byli ubrani w czarne spodnie, bluzki z krótkimi rękawami z czarnymi paskami, ale na dekoltach miały białe odcienie i widniały złote litery ,G'. Z krótkich rękawów wychodziły dłuższe, srebrne rękawy. Wyglądali jak miłośnicy gier kosmicznych.
- Zostawcie Pokemony! - krzyknęła Margaret przerywając bitwę.
- Po moim trupie. - uśmiechnął się cwaniacko Samuel, Nad Centrum Pokemon pojawił się duży helikopter, który swoim hałasem mógłby naprawdę obudzić umarlaka. Pilot maszyny zrzucił drabinkę. Zwinęła się ona automatycznie z złowieszczymi bliźniakami.
- Delia! Zamieć! - rozkazała swojej partnerce, która uwolniła się z uścisku Miley.
- Teraz! - krzyknęła Sara. Z helikoptera otworzyły się dwie klapy z boków maszyny. Olbrzymie białe dłonie chwyciły przestraszoną Delcatty i zdezorientowaną Miley w ich szpony. - Dodatkowe Pokemony z pewnością się nam przydadzą!
- Nie! Glameow! - wrzasnęła bezradnie Margie biegnąc za złodziejami podopiecznych.
- Blastoise! Hydro Pompa! - wydal polecenie spokojny męski głos.
Nastolatka odwróciła się gwałtownie próbując zobaczyć trenera niebieskiego żółwia. Wodny starter z Kanto wycelował dwie armatki na jego plecach w helikopter. Po chwili strumień wypłyną z niezwykłą prędkością celując w maszynę. Pilot stracił kontrolę nad sterem, ale szybko odzyskał pewność siebie i stabilność. Jednak nie na długo. Żółw odbił się mocno od ziemi, schował we własnej skorupie i zaczął wirować robiąc porządne wgniecenie w kadłubie helikoptera. Maszyna miała awaryjne lądowanie na głównym placu.
Cała trójka wyszła z helikoptera chwiejąc się na własnych nogach. Pokeballe wypadły z worka, a kotki i Umbreon uwolnili się z sideł złodziei biegnąc w stronę swoich trenerów. Glameow odzyskała w miarę słuch, ale widząc Margie rzuciła się na nią powalając na ziemi i mocno przytulając. Po dłuższej chwili nastolatka wstała rozglądając się za Umbreonem.
Margaret musiała dokładnie przetrzeć oczy czy z pewnością widzi swojego znajomego. Przed nią stał słynny młodzieniec chcący zostać najlepszym naukowcem jak jego dziadek. Gary Oak ucieszył się bardzo, kiedy jego psowaty Pokemon domagał się pieszczot. Chłopak poklepał go przyjaźnie po brzuchu.
Gary Oak był starym znajomym Margaret. Znali się jak łyse konie od zawsze za sprawą bycia wnukami popularnych naukowców. Ich dziadkowie spotykali się dość często na najważniejszych konferencjach, badaniach czy zwykłym obiedzie. Na początku przyjaźń tej dwójki była trudna. Margie uważała Garego za okropnego, pewnego siebie buca z olejem zamiast mózgu. Po czterech latach jak zaczął się interesować badaniami, a nie podróżą po regionach stał się naprawdę fajną osobą.
Wnuk profesora Oaka jest dość wysokim chłopakiem o ciemnobrązowej czuprynie, lekko opalonej karnacji oraz intensywnie niebieskich oczach przepełnionych tajemniczym błyskiem. Miał zadziorny nos oraz cwaniacki uśmieszek. Bardzo dużo podróżowała oraz zwiedzał przez co wyrobił sobie niezłą sylwetkę. Był ubrany w ciemnozieloną bluzę opinającą jego mięśnie, czarne jeansy oraz sportowe buty.
Margaret podeszła do niego spokojnym krokiem i obdarzyła karcącym wzrokiem.
- Jak zawsze jesteś roztrzepany. - stwierdziła.
- No przestań Margie. - droczył się z nią. - Szukałem Umbreona od ponad czterech dni. Dopiero jak sekretarka z policji we Floaromie potwierdziła, że widziała mojego podopiecznego to natychmiast tu przyjechałem. Porwali go te niedojdy. - wskazał na bliźniaków, którzy byli prowadzeni przez funkcjonariusza policji. W tym czasie straż pożarna przy pomocy wodnych Pokemonów gasiła helikopter.
- Martwiłem się o niego. - wyznał szczerze.
- Stary dobry Garuś! - klepnęła go przyjacielsko po plecach. - To by wyjaśniało, dlaczego pobrudził się w błocie. Chciał się przed nimi ukryć.
- Zauważyłem, że wygląda lepiej niż zazwyczaj. - stwierdził. Mocno przytulił swoją przyjaciółkę, która odwzajemniła uścisk.
- ... Blastoise Garego pokonał z łatwością przestępców. - wyjaśniła wszytko Margaret swojej babci, która z uwagą słuchała swojej wnuczki.
Cała trójka siedziała na werandzie uroczego domku państwa Rowanów ciesząc się pięknym zachodem słońca, które było skąpane w brzoskwiniowych chmurach na błękitno-wrzosowym niebie. Przed nimi rozpościerał się widok na floaromańską łąkę wyglądającą jak morze kolorowych i niesamowicie pachnących kwiatów. Gary i Margie siedzieli na wiklinowych krzesłach z poduszkami w żółte słoneczniki. Na kolanach dziewczyny spała Glameow, która wcześniej została zbadana przez siostrę Joy. Młodzi popijali mrożoną herbatę i zajadali się ciastami czekoladowymi i kokosankami. Babcie Margie co chwilę pytała się czy czegoś nie chcą.
Agatha Rowan była typową babcią. Zawsze była radosna. uśmiechnięta i miła dla każdego. Dbała o to, aby jej najbliższym nie zabrakło jedzenia, które z zamiłowaniem gotowała i przyrządzała. Była niską kobietą o szczupłej sylwetce. Miała brązowe włosy z licznymi siwymi włoskami, bursztynowe oczy schowane za okularami, kilka zmarszczek oraz wielki uśmiech. Miała na sobie różową bluzkę, szare getry oraz kapcie.
- W końcu twój chłopak przyjechał. - wyznała niespodziewanie Agatha.
- Babciu. - powiedziała oskarżycielsko cała czerwona z zawstydzenia Margie. Gary też się zarumienił.
- Gdzie jest profesor Rowan? - zmienił temat nastolatek.
- A kto wie, gdzie ten stary piernik się kręci. - wyznała szczerze. Po chwili zastanowienia dodała. - Pojechał z Waynem na męską rozmowę. Pewnie go opieprzy za spotkania z koleżankami i zmuszanie kruszynki - Margie utonęła w morzu zażenowania. - do brania udziału w tych głupich pokazach. Od razu wiadomo, że z niej urodzona trenerka. Z łatwością dostałaby się do Ligii Sinnoh.
- Babciu. - ponownie przeciągnęła.
Garemu wcale nie przeszkadzał ten potok słó. Długo znał rodzinkę Rowanów, więc czuł się jak u swoich.
- Margie może spróbować swoich sił jako trenerka. - stwierdził.
- Co? - zdziwiła się.
- Za tydzień organizowane się dwuwalki. Na zwycięzców czeka całkiem fajna nagroda.
- Margaret. - ożywiła się jej babcia. - Musisz się zapisać!
Nastolatka pacnęła się ręką w czoło słysząc o absurdalnym planie tej dwójki. Glameow wesoło zamiauczała ogłaszając, że to wcale nie jest taki głupi pomysł....