sobota, 13 maja 2017

Rozdział drugi

 Po tym rozdziale odkryjecie jaka jestem nieprzewidywalna :D hehehehe.




Magrie czuła się jak skończona idiotka. Zapewniła sobie szybką i bolesną śmierć w otoczeniu cekinowych, słodkich błyskotek, krytycznego jury i szalonego tłumu. Miała zostać pogrzebana w kiczowatej, jasnoróżowej sukience oraz tonie makijażu zostając porcelanową lalką cieszącą ludzkie oko. Gorszych katuszy nie mogła sobie zapewnić. Wszystko przez głupią rywalkę, dla której chciała wziąć udział w koszmarnym przedstawieniu. Wciągnęła w to Miley i psiaka Pokemona.
Nastolatka wcześniej nie miała przyjemności dokładniej przyglądnąć się czarnemu stworkowi. Był on cały w zaschniętym błocie przez to dziewczyna nie mogła jednoznacznie określić jego gatunku.
Przekroczyłam próg mieszkania dziadków. W rzeczywistości był to prawdziwy dom państwa Rowanów, ale dziadek będący naukowcem oraz osobą odpowiedzialną za wręczanie starterów młodym trenerom większość czasu spędzał w laboratorium w Sandgem.
Mieszkanie było puste. Dziewczyna odetchnęła z wyraźną ulgą. Mimo to skradała się po cichu jakby bała się spotkać jakiegoś domownika. Takie przyzwyczajenie. Kiedy jej tato wracał o późnych godzinach i spał do południa, nastolatka w taki sposób przemieszczała się, aby zapewnić mu zasłużony sen. Skierowała się do małej łazienki z jasnoniebieskimi kafelkami. Odkręciła kurki wlewając ciepłą wodę do wanny oraz nalewając odpowiedniego płynu do kąpieli dla Pokemonów. Miley schowała się pod kanapą na samą myśl o kąpieli.
Po kilku minutach para unosiła się po całym pomieszczeniu, a słodki, jagodowy zapach płynu wzbudzał apetyt u nastolatki.
- Wskakuj. - zachęciła czarnego Pokemona, który stał się o wiele bardziej spokojny niż wcześniej. Przechylił lekko główkę  i posłusznie wskoczył do wanny. Margaret zaczęła myć go szamponem, woda szybko przybrała mętny odcień, a na pyszczku psiaka zawitał wyraz zadowolenia. Pokemon wyskoczył z wanny cały czysty i pachnący różami i jagodami. Ochlapał Margie i wzbudził w niej szok. - Umbreon?
Pokemon posiadał czarną sierść niczym ciemna noc. Na uszach oraz ogonie miał żółte paski. Podobne na czole oraz na łapach widniały żółte okręgu. Czerwone ślepia spoglądały na mnie przyjaźnie.
Jeden znajomy Margie miał Umbreona, dlatego ten spokojnie zachowywał się w jej obecności. Za żadne skarby nie mogła sobie przypomnieć właściciela stworka. Przez umysł przeszły jej straszne scenariusze związane z zniknięciem jego trenera.
Podała mu miskę pełną jedzenia. Czekała, aż psiak zje obiad, a ona będzie mogła zgłosić sierżant Jenny o znalezieniu Pokemona. Może ktoś szukał go od kilku dni i zgłosił to policjantce?
Maragret odwiedziła posterunek sierżant Jenny, jednak nie zastała policjantki. Była ona na akcji w terenie i miała wrócić wieczorem. Dziewczyna krążyła po Floaromie obserwując trenerów, którzy przypadkiem nie szukali Pokemona. Postanowiła zaglądnąć do białego budynku Centrum Pokemon.
Jak weszła do pomieszczenie uderzyła ją fala przyjemnego zimnego powietrza z klimatyzacji. Ruch był dość spotu, ale kobieta z różowymi włosami oraz białym stroju pielęgniarskim sprawnie sobie radziła z chorymi Pokemonami. Nastolatka podeszła nieśmiało do lady pytając o trenerka Umbreona. Niestety siostra nie miała żadnego zgłoszenia w tej sprawie, ale zgodziła się na obserwacje ewolucji Eeveego. Dziewczyna uśmiechnęła się z tego faktu. Jej szczęście, jednak nie trwało wiecznie.
- Gwiazdeczka Rowan. - przywitała ją ponuro Astrid krzyżując swoje ręce na piersi.  - Sprawdzałam listę uczestników  pokazów w Floaromie. Nie widniało tam twoje nazwisko. Czyżbyś stchórzyła? - uśmiechnęła się ironicznie.
Maragret zacisnęła mocno pięści, że pobladły jej knykcie. Dolną wargę przegryzła, aby nie ponieść się emocjom. Policzyła do dziesięciu i ze spokojem odetchnęła.
- Pokazy to nie moja bajka. Nie chce znowu bawić się w zdobywanie wstążek i ubieranie słodkich sukienek. - wytłumaczyła. - Wyrosłam z tego. Zawsze możemy rozegrać zwykłą bitwę lub pokazową jak ci tak bardzo zależy.
- Załatwmy to jak na trenera przystało. - wyznała poważnym tonem. - Zwykła bitwa na zakończenie naszych sporów. - podała dłoń zdziwionej Margie. - Czekam na ciebie na boisku.
Plac treningowy dla trenerów nadający się do małych pojedynków znajdował się najczęściej za Centrum Pokemon. Było to zwykłe pole walki z wyznaczonymi białymi linami i otoczone pięknymi drzewami, pięknie pachnącymi kwiatami oraz krzewami z soczystymi owocami. W takim miejscu trenerzy rozluźniali się pod wpływem słodkich zapachów i ze spokojem ducha oddawali się walce.
Dziewczyny ustawiły się naprzeciw siebie bacznie się obserwując. Walczyły własnymi głównymi, kocimi Pokemonami. Za arbitra służył im młody, dziesięcioletni trener chcący zobaczyć walkę wkurzonych lasek.
- Gramy jeden na jednego. Wygrywa ta trenerka, której Pokemon będzie zdolny do walki. - wytłumaczyła zasady chłopak. - Do boju!
- Zamieć! - zaczęła bez żadnego ostrzeżenia trenerka Delli. Z pyszczka beżowej kotki wydobyły się jasne, świecące drobinki błyszczące w promieniach słońca. Z każdą chwilą przeradzały się w silny wiatr ochładzający temperaturę. Margaret zasłoniła sobie twarz ręką, aby zimny wiatr nie wpadł jej do oczu.
- Piorun! - wydała komendę brunetka. Glameow zamiauczała głośno wydając z siebie ogromną dawkę elektryczności. Było to spotkanie prawdziwych żywiołów. Ponad Centrum Pokemon wznosiła się złota fala elektryczności zmieszana z białymi, błyszczącymi pyłkami tworząc spektakularny efekt. - Więcej mocy! - motywowała Margie. Piorun stał się na tyle potężny, że poraził Delcatty. Z nieba zaczęły spadać srebrne i złote pyłki.
- Szybki atak! - zażądała Astrid. Pokemon wystartował niczym rakieta pozostawiając za sobą białą smużkę,
- Powstrzymaj za pomocą Stalowego Ogona, a później unieruchom. - oznajmiła trenerka Miley. Szara kotka wyprostowała swój sprężynowy ogon tak, że zaświecił srebrnym blaskiem. Z cierpliwością czekał na przeciwnika. Kiedy Delia była wystarczająco blisko uderzyła ogonem w jej łapki powodując bolesne spotkanie z ziemią. Miley nie czekała na żadną reakcję tylko chwyciła beżową kotkę i związała we własnym ogonie.


Astrid uśmiechnęła się szyderczo.
- Fala Szoku! - krzyknęła. Delcatty głośno miauknęła powodując, że pojedyncze jasnoniebieskie fale ogłuszyły całkowicie Miley. Nie mogła wykonać żadnego ruchu będąc otumaniona głośnym hałasem i szumem w uszach. 
Margaret intensywnie myślała jak miała partnerce przekazać polecenia, kiedy niespodziewanie z Centrum Pokemon z jednego okna wyleciał czarny dym. Z budynku wyskoczyła dwójka dziwnie ubranych nastolatków będących fanami science fiction. Chłopak trzymał ogromny worek, a dziewczyna związanego Umbreona.
- Szybciej Samuel. - poganiała go. - Zanim przyjdzie tutaj sierżant Jenny,
- Ile razy mam ci mówić siostrzyczko, że jestem Sam! - zdenerwował się próbując coś znaleźć w kieszeni swojego kombinezonu. - Sarunia.
- Sara! - pacnęła go mocno w głowę. 
Margaret stwierdziła, że ta dwójka to zdecydowanie bliźniaki podobni do siebie jak dwie krople wody. Oboje mieli jasnoniebieskie włosy. Sara zrobiła dwa małe kucyki związane czarnymi kokardkami. Dziewczyna była o pół głowy niższa od brata. Posiadali jasne karnacje, zielone tęczówki wchodzące w odcień limonki, lekko zadziorne noski oraz cienki wargi. Dwójka miała na sobie dziwne kostiumy. Śnieżnobiałe buty sięgały im po kolana. Byli ubrani w czarne spodnie, bluzki z krótkimi rękawami  z czarnymi paskami, ale na dekoltach miały białe odcienie i widniały złote litery ,G'. Z krótkich rękawów wychodziły dłuższe, srebrne rękawy. Wyglądali jak miłośnicy gier kosmicznych.
- Zostawcie Pokemony! - krzyknęła Margaret przerywając bitwę. 
- Po moim trupie. - uśmiechnął się cwaniacko Samuel, Nad Centrum Pokemon pojawił się duży helikopter, który swoim hałasem mógłby naprawdę obudzić umarlaka. Pilot maszyny zrzucił drabinkę. Zwinęła się ona automatycznie z złowieszczymi bliźniakami.
- Delia! Zamieć! - rozkazała swojej partnerce, która uwolniła się z uścisku Miley.
- Teraz! - krzyknęła Sara. Z helikoptera otworzyły się dwie klapy z boków maszyny. Olbrzymie białe dłonie chwyciły przestraszoną Delcatty i zdezorientowaną Miley w ich szpony. - Dodatkowe Pokemony z pewnością się nam przydadzą!
- Nie! Glameow! - wrzasnęła bezradnie Margie biegnąc za złodziejami podopiecznych.
- Blastoise! Hydro Pompa! - wydal polecenie spokojny męski głos.
Nastolatka odwróciła się gwałtownie próbując zobaczyć trenera niebieskiego żółwia. Wodny starter z Kanto wycelował dwie armatki na jego plecach w helikopter. Po chwili strumień wypłyną z niezwykłą prędkością celując w maszynę. Pilot stracił kontrolę nad sterem, ale szybko odzyskał pewność siebie i stabilność. Jednak nie na długo. Żółw odbił się mocno od ziemi, schował we własnej skorupie i zaczął wirować robiąc porządne wgniecenie w kadłubie helikoptera. Maszyna miała awaryjne lądowanie na głównym placu.
Cała trójka wyszła z helikoptera chwiejąc się na własnych nogach. Pokeballe wypadły z worka, a kotki i Umbreon uwolnili się z sideł złodziei biegnąc w stronę swoich trenerów. Glameow odzyskała w miarę słuch, ale widząc Margie rzuciła się na nią powalając na ziemi i mocno przytulając. Po dłuższej chwili nastolatka wstała rozglądając się za Umbreonem.
Margaret musiała dokładnie przetrzeć oczy czy z pewnością widzi swojego znajomego. Przed nią stał słynny młodzieniec chcący zostać najlepszym naukowcem jak jego dziadek. Gary Oak ucieszył się bardzo, kiedy jego psowaty Pokemon domagał się pieszczot. Chłopak poklepał go przyjaźnie po brzuchu.
Gary Oak był starym znajomym Margaret. Znali się jak łyse konie od zawsze za sprawą bycia wnukami popularnych naukowców. Ich dziadkowie spotykali się dość często na najważniejszych konferencjach, badaniach czy zwykłym obiedzie. Na początku przyjaźń tej dwójki była trudna. Margie uważała Garego za okropnego, pewnego siebie buca z olejem zamiast mózgu. Po czterech latach jak zaczął się interesować badaniami, a nie podróżą po regionach stał się naprawdę fajną osobą.
Wnuk profesora Oaka jest dość wysokim chłopakiem o ciemnobrązowej czuprynie, lekko opalonej karnacji oraz intensywnie niebieskich oczach przepełnionych tajemniczym błyskiem. Miał zadziorny nos oraz cwaniacki uśmieszek. Bardzo dużo podróżowała oraz zwiedzał przez co wyrobił sobie niezłą sylwetkę. Był ubrany w ciemnozieloną bluzę opinającą jego mięśnie, czarne jeansy oraz sportowe buty.
Margaret podeszła do niego spokojnym krokiem i obdarzyła karcącym wzrokiem.
- Jak zawsze jesteś roztrzepany. - stwierdziła.
- No przestań Margie. - droczył się z nią. - Szukałem Umbreona od ponad czterech dni. Dopiero jak sekretarka z policji we Floaromie potwierdziła, że widziała mojego podopiecznego to natychmiast tu przyjechałem. Porwali go te niedojdy. - wskazał na bliźniaków, którzy byli prowadzeni przez funkcjonariusza policji. W tym czasie straż pożarna przy pomocy wodnych Pokemonów gasiła helikopter.
- Martwiłem się o niego. - wyznał szczerze.
- Stary dobry Garuś! - klepnęła go przyjacielsko po plecach. - To by wyjaśniało, dlaczego pobrudził się w błocie. Chciał się przed nimi ukryć.
- Zauważyłem, że wygląda lepiej niż zazwyczaj. - stwierdził. Mocno przytulił swoją przyjaciółkę, która odwzajemniła uścisk. 

- ... Blastoise Garego pokonał z łatwością przestępców. - wyjaśniła wszytko Margaret swojej babci, która z uwagą słuchała swojej wnuczki.
Cała trójka siedziała na werandzie uroczego domku państwa Rowanów ciesząc się pięknym zachodem słońca, które było skąpane w brzoskwiniowych chmurach na błękitno-wrzosowym niebie. Przed nimi rozpościerał się widok na floaromańską łąkę wyglądającą jak morze kolorowych i niesamowicie pachnących kwiatów. Gary i Margie siedzieli na wiklinowych krzesłach z poduszkami w żółte słoneczniki. Na kolanach dziewczyny spała Glameow, która wcześniej została zbadana przez siostrę Joy. Młodzi popijali mrożoną herbatę i zajadali się ciastami czekoladowymi i kokosankami.  Babcie Margie co chwilę pytała się czy czegoś nie chcą.
Agatha Rowan była typową babcią. Zawsze była radosna. uśmiechnięta i miła dla każdego. Dbała o to, aby jej najbliższym nie zabrakło jedzenia, które z zamiłowaniem gotowała i przyrządzała. Była niską kobietą o szczupłej sylwetce. Miała brązowe włosy z licznymi siwymi włoskami, bursztynowe oczy schowane za okularami, kilka zmarszczek oraz wielki uśmiech. Miała na sobie różową bluzkę, szare getry oraz kapcie.
- W końcu twój chłopak przyjechał. - wyznała niespodziewanie Agatha. 
- Babciu. - powiedziała oskarżycielsko cała czerwona z zawstydzenia Margie. Gary też się zarumienił.
- Gdzie jest profesor Rowan? - zmienił temat nastolatek.
- A kto wie, gdzie ten stary piernik się kręci. - wyznała szczerze. Po chwili zastanowienia dodała. - Pojechał z Waynem na męską rozmowę. Pewnie go opieprzy za spotkania z koleżankami i zmuszanie kruszynki - Margie utonęła w morzu zażenowania. - do brania udziału w tych głupich pokazach. Od razu wiadomo, że z niej urodzona trenerka. Z łatwością dostałaby się do Ligii Sinnoh.
- Babciu. - ponownie przeciągnęła.
Garemu wcale nie przeszkadzał ten potok słó. Długo znał rodzinkę Rowanów, więc czuł się jak u swoich.
- Margie może spróbować swoich sił jako trenerka. - stwierdził.
- Co? - zdziwiła się.
- Za tydzień organizowane się dwuwalki. Na zwycięzców czeka całkiem fajna nagroda.
- Margaret. - ożywiła się jej babcia. - Musisz się zapisać!
Nastolatka pacnęła się ręką w czoło słysząc o absurdalnym planie tej dwójki. Glameow wesoło zamiauczała ogłaszając, że to wcale nie jest taki głupi pomysł....




I jak zdziwieni?

czwartek, 4 maja 2017

Rozdział pierwszy

Ten rozdział jest spokojny i nie ma w nim dużego szału, ponieważ chciałam zrobić małe wprowadzenie postaci. Jak wytrwasz do końca to jestem z Ciebie bardzo dumna :D.

Floaroma było jednym z najpiękniejszych miast w Sinnoh. Mieszkańcy żyli w zgodzie z przyrodą, która pielęgnowali i obdarzali miłością. Natura odpłacała się im cudownymi, soczystymi owocami, pięknie pachnącymi kwiatami oraz spokojną atmosferą sprawiając, że żyło się tutaj bajecznie. Tak też czuła się Margaret przemierzając ulice tego magicznego miasta. Przez ten cały czas miała głowę w chmurach z powodu niezbyt ciekawej sytuacji.
Niecałą godzinę temu dostała od ojca nowego Pokemona, który miał być gwarantem wygrania najbliższych pokazów. Jej irytacja sięgnęła szczytu, kiedy dowiedziała się, że nowy podopieczny jest od matki oraz przeszedł solidny trening pod jej okiem. To przeszło wszelkie normy! Była wściekła na ojca z powody spiskowania za jej plecami oraz zmuszanie dziewczyny do rzeczy, których naprawdę nie miała ochoty robić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Wayne poparł żonę i wręcz rozkazał córce wzięcie udziału w konkursie. Widać, że owinęła go sobie wokół palca.
Matka zostawiła jej też elegancką, różową kopertę pachnącą drogimi perfumami. Rodzicielka była dumną kobietą z wyższych sfer, więc uwielbiała różnego rodzaju luksusy. W dość krótkim liście znajdowały się informacje o Pokemonie, który pochodził z hodowli wysokiej rangi stworków należących do słynnych koordynatorów. Opisywała też ile zapłaciła za bezcennego czempiona, ile treningów poświęciła na niego. Nie odzywała się przez ponad pięć lat do swojej córki, ale miała tupet do niej napisać. Nic nie zainteresowała się jedynym dzieckiem tylko opisała cudownego, nowego podopiecznego nastolatki.
Dziewczyna miała w sercu małą nadzieję, że rodzicielka przeprosi ją za wszystkie krzywdy jakie wyrządziła rodzinie i zaproponuje spotkanie, w którym mogłyby porozmawiać, wyjaśnić wszystkie sprawy. Poczuła szczególną dozę bólu, który przerodził się w czystą złość. Jak ona mogła pomyśleć, że jeszcze kiedyś wybaczy własnej matce?
Jak dalej zagłębiała się w lekturę listu, jej gniew zaczął się coraz bardziej pogłębiać. Kobieta wprost napisała, żeby Margie pozbyła się leniwej kotki oraz zapomniała o swoich pozostałych Pokemonach, ponieważ ona będzie jej podsyłać stworki z dobrych hodowli stworzone do pokazów.
- Meow. - wskoczyła jej niespodziewanie kotka na ramię. Zaczęła głośno mruczeć, ocierając się o twarz trenerki i wywołując na jej buzi ogromny uśmiech. List wraz z Pokeballem wypadł z rąk dziewczyny.
- Przepraszam. - odparła nieśmiało osiemnastolatka. - To chyba twój Pokeball. - podała Margaret czerwono-białą kulę oraz list. - Jestem Polly. - przedstawiła się cała zarumieniona z zawstydzenia nastolatka.
Polly jest prostą, nieśmiałą dziewczyną posiadającą anielską urodę. Miała długie blond włosy, które delikatnie tańczyły pod wpływem wiatru. Za opaskę służył jej wianek z śnieżnobiałych i jasnoróżowych kwiatków. Delikatna opalenizna podkreślała jej malinowe wargi oraz jasnozielone oczy schowane za oprawkami dużych, czarnych okularów. Na buzię wkradły się olbrzymie rumieńce. Polly miała na sobie długie, jasnoniebieskie spodnie, gruby, jasnoróżowy sweter oraz białe, buty sportowe. Margie zastanawiała się jak napotkana dziewczyna może wytrzymywać w tak grubych ciuchach w upale. 
- Jestem Margaret. - podała jej dłoń wcześniej chowając Pokeball do kieszeni razem z listem. Nastolatki przez pewien czas mierzyły się wzrokiem uważnie się sobie przyglądając. - Polly Miguel?
- Margie Rowan?!
Dziewczyny rzuciły się sobie w ramiona głośno się przy tym śmiejąc. Miley patrzyła zdezorientowana na nie nie wiedząc skąd wziął się u jej właścicielki taki przypływ euforii. Nastolatki natomiast mocno się przytuliły i stały tak przez dłuższą chwilę ciesząc się własnym towarzystwem i niespotykanym szczęściem.
- Wspaniale cię widzieć kochana. - oznajmiła słodko blondynka po czym bezceremonialnie chwyciła trenerkę tak, że objęła jej głowę i porządnie rozczochrała włosy. Rowan śmiała się wniebogłosy swoim psychodelicznym śmiechem zwracając uwagę wszystkich przechodniów na ulicy. - Cicho bądź idiotko. - próbowała stłumić swój chichot Polly. - Wstyd nas narobisz wieśniaku.
- Powiedziała prawdziwa dama. - odparła sarkastycznie Margaret wyrywając się z uścisku przyjaciółki. Stanęła przed dawną koleżanką z ławki i szczerze stwierdziła. - Zmieniłaś się przez te dwa lata. Zbrzydłaś.
- Powiedziała prawdziwa miss. - dodała z ironią Polly.
- Zazdrościsz. - stwierdziła przybierając pozę modelki. Szturchnęła lekko nogą Glameow, która przybrała dumny wyraz pyszczka oraz elegancką postawę jakby zwyciężyła wstążkę w pokazach. - My dwie jesteśmy prawdziwymi gwiazdkami. To cud, że jeszcze nasi fani nie przybiegli po autografy.
Dziewczyny popatrzyły na siebie porozumiewawczo po czym wybuchnęły szczerym śmiechem.
- Chodź. - pogoniła Margie. - Za rogiem widziałam jeden z najlepszych barów naleśnikowych w Floaromie. To grzech, jeślibyśmy nie odwiedziły tego miejsca.
- Wiecznie głodna. - stwierdziła z uśmiechem na twarzy Polly. - Jesteś uzależniona od naleśników. Niezwykle trudny przypadek.

Przyjaciółki usiadły w pustym kącie baru, aby w zaciszu miejsca spokojnie porozmawiać. Siedziały na wygodnych, wiklinowych krzesłach z poduszkami w niebieskie kwiatki. Po całym pomieszczeniu rozchodził się aromat naleśników oraz słodkich sosów. Miley i Margie z niecierpliwością oczekiwały własnych porcji przez oglądanie zabieganych kelnerów czy patrząc z utęsknieniem w górę pysznych naleśników, które lądowały na sąsiednich stołach. Polly miała z całej sytuacji niezłą zabawę.
- Ty tylko o jedzeniu. - powiedziała patrząc na przyjaciółkę. - Tyle ciach się tutaj kręci, a ty nic.
- Jakie ciacha? - parsknęła z ironią Margie. - Prędzej się będą za tobą oglądać niż za takim pasztetem co ja.
Margaret przestała wierzyć w prawdziwą miłość, kiedy przekroczyła próg liceum. Nie potrafiła racjonalnie czy brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej był spowodowany przez jej niezbyt atrakcyjną figurę, beznadziejnym charakterem czy innymi czynnikami. Kiedyś walczyła o wybranka swojego serca przez zaczynanie konwersacji, poznanie bliżej jego zainteresowań. Skończyło się to zwykłą kompromitacją, którą wspomina do dzisiaj z wielkim żalem dla siebie. Jak mogła być taka głupia, aby zrobić dla niego niektóre rzeczy, błagać wręcz o odrobinę zainteresowania. Później wszystko stało się dla niej obojętne. Czy posiada chłopaka czy nie. Poświęciła się swoim zainteresowaniom i wiodła  szczęśliwe życie singielki czekającą na to, aby ktoś o nią powalczył.
- Założę się, że jeden z tych przystojnych kelnerów zaprosi cię na randkę. - wskazała na trzech młodzieńców, którzy na okres letni chcieli zarobić trochę drobnych jako kelnerzy. Byli oni mniej więcej w wieku nastolatek.
- Ta, jasne. - powiedziała z udawaną radością Margie. - Poza tym co cię sprowadza do Floaromy? Nie widziała cię od ponad dwóch lat odkąd przeprowadziłaś się do Johto. Przyjechałaś na wakacje, wróciłaś na stałe czy zaczęłaś w końcu włóczyć się po świecie? - zmieniła temat. Przybrała pozę zaciekawionej osoby podnosząc przy tym lekko prawą brew.
- To dość długa historia. - wyznała z zawstydzeniem Polly. Była lekko zmieszana zadanym pytaniem, które wyraźnie ją zestresowało.
- Jeśli nie chcesz...
- W porządku. - odparła spokojnie Polly. - Wyjechałam wraz z rodzinką do Olivine w sprawie ciężkiego stanu zdrowia babci Grety. - Margie pokiwała twierdząco głową przypominając sobie miłą staruszkę o ciepłych błękitnych oczach, szczerym uśmiechu oraz włosach spiętych w idealnego koka. - To było coś naprawdę poważnego. Rodzice postanowili zostać, aby jej pomóc. Tato znalazł dobrą pracę w jednym biurze, mama zajęła się opieką babci oraz dorywczą pracą jako krawcowa, a mój młodszy braciszek wyruszył w podróż. - uśmiechnęła się nieśmiało. - Polubiłam Olivine, jednak moje serce pozostało w Floaromie. Została mi jedna klasa liceum, którą zamierzam skończyć właśnie tutaj. Postanowiłam zamieszkać u dziadków na stałe. Kto wie, może wybiorę się w podróż?
- Mam rozumieć, że Greta ma się dobrze?
- Tak. Wraca do zdrowia. - oznajmiła zawstydzona. - Przyznam szczerze, że nigdy nie poznałabym cię  na mieście. Zmieniłaś się Margie. Stałaś się bardziej seksowna. - puściła jej oczko.
Margaret zarumieniła się na komplement od przyjaciółki. To prawda, że przeszła poważną zmianę w wyglądzie. Zawsze miała puszyste brązowe włosy do ramion, a teraz zdążyła zapuścić je po pas. Do tego przefarbowała końcówki na bursztynowy odcień i zaczęła związywać je w dwa, długie warkocze związane czarnymi kokardkami. Nabrała trochę masy przez ciągłe siedzenie w domu, ale wzięła się w garść i razem  z Miley odbywają różne ćwiczenia. Zostało jej jeszcze kilka kilo go zrzucenia, ale efekty są coraz lepsze. Usta miała pełne w wiśniowym odcieniu, lekko garbaty nos oraz duże, czekoladowe oczy. Niedawno też przekuła sobie dodatkowe dziurki w prawym uchu.
Zdecydowanie zmieniła swój styl. Pozbyła się kiczowatych, błyszczących sukienek oraz bluzek zastępując je pastelowymi ciuchami, aby nie rzucać się w oczy przechodniów jakby była znakiem drogowym. Uwielbiała bluzki z indiańskimi wzorkami, przylegające jeansy oraz stare, czarne trampki.
- Dziękuję. - zarumieniła się.
Nastolatka rozmyślała o słowach przyjaciółki. Obie bardzo się zmieniły, jednak nadal były tak szalone i głupie jak za wczesnych lat szkolnej ławki. Poznały się w wieku siedmiu lat. Margaret wylała cały sok pomarańczowy na Polly, która należała do wrażliwych dziewczynek i rozpłakała się. Brunetka miała duże wyrzuty sumienia, więc poczęstowała koleżankę z klasy drugim śniadaniem, czyli naleśnikiem z kremem czekoladowym. Tak naleśniki w życiu Margie mają duże znaczenie. W ten sposób zyskała najlepszą przyjaciółkę na lata. Polly towarzyszyła jej nawet podczas pierwszej podróży. To były czasy.
- Margie. - kopnęła ją rozchichotana Polly.
- Co? - zdenerwowała się tym, że Miguel przerywa jej rozmyślenia.
- Miley! - zdenerwowała się trenerka kotki. - Masz własną miskę z jedzeniem. - załamała ręce, kiedy zobaczyła Glameow zjadającą naleśniki z syropem klonowym. - Trudno. Zrobię sobie później w domu.
Świetny humor dziewczyn został przerwany przez jednego młodego kelnera, który stracił równowagę i przewrócił się zbijając brudne naczynia obok stolika przyjaciółek. Na szczęście nic poważnego się nie stało, a chłopak niczym poparzony zaczął zbierać duże odłamki. Margaret czuła się niezręcznie, kiedy cały czerwony z zawstydzenia młodzieniec dotknął jej  nogi przez przypadek zaliczając przy tym mocne uderzenie głową o stół oraz rozlanie syropu klonowego na jego koszulę pracowniczą.
- Przepraszam. - odparł zmieszany szybko chowając się w kuchni.
- Widzisz. - stwierdziła rozbawiona Polly. - Jednak jakiś chłopak na ciebie poleciał.

Margaret po dobrze spędzonym popołudniu kręciła się z Glameow po Floaromie bez celu. Miała dobry humor i całkowicie zapomniała o liście od matki oraz nowym podopiecznym. Niestety Polly nie mogła dotrzymać jej towarzystwa, ponieważ musiała zrobić zakupy dziadkom oraz przyrządzić ciasta i sałatki na zbliżającą się imprezę urodzinową dziadka.
Dziewczyna przypomniała sobie o niezwykłym wydarzeniu na ulicy Kwiatowej. Postanowiła udać się w tamtą stronę, aby zobaczyć co takiego ciekawego tam się mieści. Kiedy weszła w głąb szerokiej ulicy była zdegustowana. Przebywała tu masa koordynatorów biegających od sklepu do sklepu w celu zakupienia kreacji dla siebie, Pokemona lub zdobycia innych pierdół. Mogła się tego spodziewać po rodzicach. Kolejny krok, w którym chcieli ją zmusić do wzięcia udziału w pokazach. W tej części miasta znajdowały się idealne rzeczy na te przedstawienia, stąd był ten tłum.
Humor Margaret prysnął niczym bańka mydlana. Postanowiła wrócić do domu dziadków, aby wyraźnie wytłumaczyć ojcu, że za żadne skarby nie weźmie udziału w pokazach. Glameow była innego zdania. Zaczęła głośno prychać, nastroszyła futerko oraz wysunęła pazurki. Margie w oddali zobaczyła Pokemona kota, który podobnie jak Miley wykazywał agresywną postawę. Wrogi kot ruszył w kierunku trenerki i jej podopiecznej.
Brunetka chwyciła swoją przyjaciółkę zanim ta wystrzeliła w stronę nieznajomego stworka. Glameow zaczęła rzucać się na wszystkie strony oraz syczeć. Trenerka nie widziała swojej podopiecznej nigdy w tak strasznym stanie.
Tym Pokiem okazała się Delcatty należąca tylko do jednej, wrednej koordynatorki. Gdy kotka zbliżyła się niebezpiecznie blisko Margaret zdenerwowała się i mocno tupnęła chcąc odstraszyć beżowego stworka.
- Catty. - zasyczała. Zwróciła uwagę kilku przechodniów.
- Delia. - przybiegła do niej trenerka. Jak Margie zobaczyła dawną rywalkę na oczy, ciśnienie jej podskoczyło. - Przepraszam. Zazwyczaj tak... - chciała przeprosić brunetkę do momentu jak poznała z kim miała do czynienia.
- Lepiej pilnuj swojego sierściucha Astrid. - wypowiedziała imię rywalki z czystą nienawiścią.
- Nie pouczaj mnie Rowan. - wręcz wysyczała jej nazwisko.
Astrid Queen to stara rywalka Margaret za czasów jej pierwszej podróży. Jest ona wysoką, różowowłosą pięknością, za która nie jeden młodzieniec nie może oderwać wzroku. Posiada śnieżnobiałą cerę, ładny uśmiech, malinowe usta, prosty nos oraz jasnoniebieskie tęczówki wypełnione czystym złem. Była ubrana w wrzosową sukienkę z krótkim rękawem oraz falującym dołem, czarne rajstopy oraz ciemnofioletowe trampki. Jej główną partnerką była Delcatty, która pokonała Miley podczas pierwszych zawodów. Po występie padło wiele niemiłych jak na dziesięciolatki słów przez co nastolatki zaczęły rywalizację. Astrid podobnie jak Margie szybko zakończyła swoją przygodę z pokazami z przyczyn zdrowotnych. I wtedy słuch po niej zaginął.
- Witaj księżniczko. - zaczęła z ironią konwersację Margie. - Co cię tutaj sprowadza? - nastolatka skarciła się w myślach za idiotyczne pytanie.
- Pokazy. - oznajmiła dumnie. - Ja i Delia zdobędziemy wstążkę z łatwością wdeptując was w ziemię.
- Chyba w snach. - stwierdziła. - Moja Miley pokona twojego pieszczocha jednym ruchem.
- Umowa stoi. - powiedziała z szyderczym uśmiechem na twarzy. - Tylko dostań się do finału, jeśli oczywiście nie zostaniesz zmiażdżona przez groźnych dziesięcioletnich koordynatorów.
Po czym dumnie odeszła. Margaret, aż trzęsło ze złości na samą myśl o tym, że przeciwniczka zdobędzie wstążkę i z uśmiechem na twarzy będzie ją pokazywać na każdym kroku brunetce.
- Miley. Trzeba zacząć nasz trening specjalny. - oznajmiła przez zaciśnięte usta.

Glameow i Margaret przemierzały Floaromę w zawrotnym tempie rozsyłając wokół siebie nieprzyjemną aurę. Jeden młody trener bał się nawet podejść do nastolatki i uciekł, gdzie pieprz rośnie.
- Musimy zebrać naszą drużynę. - stwierdziła. - Owen, Gambit i Carlos na pewno się ucieszą na wznowienie powrotu podróży. Niestety mamy zbyt mało czasu, aby ich zebrać. Przydałby się jeszcze jeden podo... - nastolatka zamilkła, kiedy ujrzała potencjalnego kandydata do swojej drużyny. Czarny Pokemon pies siedział na ławce oglądając z uwagą przechodniów.
- Kurde. - zezłościła się. - Nie mam Pokeballi. Będziemy musiały inaczej do niego podejść. Może zagwizdać?
Jak pomyślała tak zrobiła. Psiak na początku patrzył na nią jak na idiotkę. Rozpoznał ją i z zadowoleniem podbiegł domagając się pieszczot.
- Jesteś idealny. - pochwaliła go...



Hej ;3 
Jak się Wam podoba wystrój bloga? Rozdział? W późniejszych rozdziałach będzie więcej akcji. Kolejna część może w następnym tygodniu :D.
Zakładki w trakcie pracy.

piątek, 28 kwietnia 2017

Prolog

- Miley! Zdejmij swój tyłek z mojej twarzy!
Szara, elegancka kotka wydała z siebie pomruk przypominający irytujący chichot, który przemienił się w salwę przyjemnego dla ucha mruczenia oznajmującego, że nie ma najmniejszej ochoty zmienić pozycji. Jej właścicielka była całkowicie innego zdania. Miała dosyć ciągłego budzenia się w ten sam nieciekawy sposób z łapami przyjaciółki na twarzy. Zrzuciła irytującego Pokemona na ziemię. 
Usłyszała charakterystyczny delikatny huk spowodowany bezpiecznym lądowaniem Miley na podłodze oraz jej złowieszczy pomruk nienawiści. Osiemnastolatka uśmiechnęła się sama do siebie i odwróciła się na drugi bok chcąc cieszyć się wygodnym łóżkiem.
Glameow miała zupełnie inne plany. Wskoczyła na prawy bok trenerki, która wydała z siebie bolesny jęk oraz zgięła się z niespodziewanego ciężaru. Kotka wyprężyła się dostojnie i zaczęła wbijać pazurki w pościel nastolatki. Dziewczyna zirytowana całą sytuacją rzuciła w Pokemona poduszką.
- Meow. - odparła zezłoszczona Glameow zabierając granatową poduszkę i uciekła z pokoju trenerki.
Margaret wiedziała, że to nie będzie dobry dzień. Wstała przed dziesiątą zbudzona przez denerwującego sierściucha, który miał dzisiaj wyjątkowo bardzo wysoki poziom do irytowania dziewczyny. Trenerka zerwała się gwałtownie z łóżka podążając za śladem złodziejki poduszek. Prawie poślizgnęła się za sprawą damskiej koszuli leżącej na podłodze. Udało jej się jakimś cudem złapać równowagę. Kotka spojrzała na właścicielkę wyzywająco, zeskakując susami ze schodów. Margaret wskoczyła na barierkę niczym zawodowy akrobata i zjechała po niej w iście hollywoodzki sposób. Niczym gwiazda musicalu, która odstawiała swój taniec z partnerem mający ją złapać na końcu zakręcić i zabrać w dzikie pląsy. Tylko zamiast bliskiego spotkania z przystojniakiem miała bliski kontakt z podłogą. Ból zamortyzował jej ciemnobrązowy płaszcz taty.
Wrócił ojciec.
Teraz Margaret wiedziała, dlaczego na piętrze leżą porozrzucane ciuchy należące do obcej kobiety. Tato nastolatki czasami lubił przyprowadzić do siebie fankę lub poznaną w klubie koleżankę. Nastolatce to na początku przeszkadzało jak w nocy nie mogła spokojnie zasnąć po ciężkim dniu oraz irytowały ją trochę starsze od niej dziewczyny, które uważały się za tą jedyną dla jej ojca, a ona wydawała się im zwykłą konkurencją. Wtedy uwielbiała robić swoją ulubioną sztuczkę, a mianowicie rzucała się tatusiowi w ramiona i całowała go w policzek patrząc z chytrym uśmieszkiem w stronę wkurzanej do granic możliwości koleżanki ojca.
- Co to za hałasy? - wrzasnęła zdenerwowana dwudziestopięciolatka wychodząc z sypialni ojca Margaret.
Córka słynnego muzyka  nie za bardzo wiedziała co ojciec widzi w takich znacznie młodszych partnerkach, które po prostu pragnął obskubać go z kasy lub spędzić ciekawą noc. Nastolatka stwierdziła, że pewnie przechodzi kryzys wieku średniego. W jego gustach nie widzi też logicznego oparcia.
Piskliwa brunetka z długimi do obojczyków rozczochranymi włosami z przesadną nienawiścią przewiercała dziewczynę wzrokiem. Margaret uodporniła się na takie żałosne akty wyższości pustych lasek. Nowa dziewczyna Wayne - ojca trenerki miała jasnozielone, przeszywające tęczówki niczym wkurzony Luxray. Jej figura była idealna. Wysportowany brzuch, odpowiednie krągłości, długie nogi i małe dłonie. Skóra miała oliwkowy odcień. Kobieta miała wyeksponowane kości policzkowe, duże wargi i prosty nos. Po makijażu została totalna katastrofa. Miała na sobie czarne majtki i dużą, ulubioną bluzkę taty z zespołem piłkarskim.
- Ma przerąbane. - przeszło przez myśl Margaret, kiedy zobaczyła T-shirt ojca. - Straci życie jak ją zobaczy.
- Skarbie. - zwróciła się w cukierowo słodki sposób do czterdziestopięcioletniego muzyka. Margaret pokazała jej język.
Z sypialni wyszedł bardzo wysoki mężczyzna wyglądający jakby nie spał od ponad tygodnia. Na lekko opalonej skórze widniał kilkudniowy zarost. Ciemnobrązowe włosy przyprószone siwizną były w całkowitym nieładzie. Pod oczami pojawiły się wyraźne akty zmęczenia, podobnie mówiły o tym powieki, które walczyły ze zmęczeniem. Mężczyzna miał na sobie ciemnoniebieskie bokserki, bluzeczkę kobiety, którą zapewne włożył przez przypadek oraz dwa różne kapcie. Wyglądał komicznie.'
- Tato! - krzyknęła radośnie Margaret dając upust swoim emocjom. Nastolatka zawsze szczerze tęskniła za ojcem, a kiedy wracał bardzo się cieszyła. Nie znosiła spędzać samotnych dni w domu. Zwłaszcza teraz, kiedy zaczęły się wakacje. Mężczyzna znacznie częściej wyjeżdżał dając koncerty.
Wayne zszedł ze schodów z ogromnym uśmiechem na twarzy i mocno przytulił swoją jedyną córką. Szczerze za nią tęsknił. Podniósł ją delikatnie do góry co skończyło się salwą śmiechu.
- Margie. - powiedział do córki zdrobniale. - A gdzie jest Miley?
Dwudziestopięcioletniej kobiecie powiększyły się oczy ze zdziwienia. Na początku myślała, że mężczyzna wyrzuci z domu obcą nastolatkę, która okazała się jego córką, to jeszcze była jeszcze jakaś tajemnicza Miley?! Miała tego serdecznie dość! Ubrała swoje spodnie i wyszła z domu mocno trzaskając drzwiami. Nikt specjalnie nie zwrócił uwagi na jej humorki z powodu rodzinnego powitania.
- Jestem głodny. - stwierdził mężczyzna łapiąc się za burczący brzuch.
- Pójdę coś dla nas przygotować. - powiedziała z ogromnym entuzjazmem.
- Meow. - potwierdziła wiecznie głodna Glameow pojawiając się niespodziewanie pod nogami pana domu.
- Musimy kupić dżem. - stwierdziła Margaret, kiedy przygotowywała składniki na zrobienie śniadania. 
Nastolatka z uśmiechem na twarzy zaczęła przyrządzać przepyszne naleśniki oraz gorącą czekoladę. Miley kręciła się wokół nóg trenerki ładnie się łasząc, aby zdobyć na śniadanie naleśnika z karmą.
- Coś ładnie pachnie. - stwierdził pan Wayne całując córkę w policzek i podkradając kubek z gorącym napojem. - Masz talent kulinarny. Robisz o wiele lepsze naleśniki niż mama - uśmiechną się promiennie.
Margaret zacisnęła mocniej dłoń na rączce patelni. Nienawidziła jak tato wspominał o mamie nawet, jeśli robił to nieświadomie lub przez przypadek. Miała duży żal do swojej rodzicielki, która spowodowała rozbicie rodziny i doprowadzenie jej do takiego stanu. Ona cały czas boi wyruszyć w podróż. Nie chce zostawić ojca, który mocno przeżywa rozstanie. Stał się podrywaczem i przyprowadza do domu swoje koleżanki. Miała tego cholernie dosyć. 
- Margie. - wyrwał ją z zamyślenia chichot ojca, któy wcześniej wyłączył kuchenkę.
- Co? - zirytowała się.
- Miley zjada ci śniadanie. - wybuchł śmiechem. - Też jestem głodny. - wyznał po ataku chichotu. - Gdzie jest krem czekoladowy?
- Czekolada? Serio tato? - popatrzyła na niego zrezygnowanym spojrzeniem. - Zdrowsze i o wiele lepsze naleśniki będą z dżemem lub świeżymi owocami. 
Wymienili ze sobą porozumiewawczym wzrokiem i ponownie wybuchnęli śmiechem. Margaret wyjęła z szafki krem czekoladowy i wspólnie zaczęli przyrządzać ulubiony przysmak dodając jeszcze bitej śmietany.

Podróż do miasta Floaromy nigdy nie trwała tak długo jak dzisiaj. Powodem był zbliżający się konkurs koordynatorski dla młodych i początkujących trenerów, którzy marzyli o zdobyciu wstążki. Był to jedyny okres w roku, którego Margaret szczerze nienawidziła. Ubieranie się w cukierkowe sukienki, wysyłanie całusów w stronę publiczności, sztuczne uśmiechy do jurorów oraz bezsensowne treningi mające udowodnić wyjątkowość Pokemona były totalnie przereklamowane dla nastolatki. Wszystko za sprawą matki, która marzyła, aby jedyna córka poszła w jej ślady i zdobyła jak najwięcej wstążek. Dostała nawet od niej Glameowa jako kotkę urodzoną do pokazów. Kiedyś pragnęła pójść w ślady matki. Kiedyś.
Teraz jej jedynym pragnieniem było spędzenie jak najwięcej czasu na spaniu, oglądaniu telewizji, robieniu zadań z matmy oraz jeszcze bliższym kontakcie z ojcem i Miley. Poza tym miała jeszcze marzenia do zrealizowania. Chciała dostać się na wymarzone studia matematycznie i spełnić się zawodowo. Nie miała czasu na żadne podróże i zabawy w trenerkę. Kiedyś wyruszyła w podróż, ale zakończyła się małym wypadkiem.
- Dokąd jedziemy? - spytała ze znudzeniem wypisanym na twarzy.
- Do dziadka Rowana na obiad. - oznajmił. - Która jest godzina? Nie chcemy się spóźnić. Wiesz jak mój ojciec reaguję na brak punktualności.
- Tak. - uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie skruszonej miny taty, kiedy dziadek dawał mu porządną lekcję przychodzenia na czas. Miała niezły ubaw z tej sytuacji. - Za dwanaście minut będzie dwunasta. Poza tym dostałeś esemesa od dziadka. - oznajmiła Margie sprawdzając telefon taty.
- To sprawdź co napisał.
- Z powodu nagłego spotkania przesunął obiad na czternastą. - odczytała wiadomość.
- Mogłem się tego spodziewać. - wyznał. - Jedziesz ze mną do sklepu muzycznego? Muszę kupić nową gitarę akustyczną. Ostatnia nieźle ucierpiała po wieczorze kawalerskim Jasona. - uśmiechnął się na wspomnienie swojego przyjaciela.
Dziewczyna zbladła. Nienawidziła chodzić z ojcem do sklepu muzycznego, ponieważ Wayne zamieniał się  wtedy w prawdziwą kobietę na zakupach w centrum handlowym.
- Wysadź mnie przy budynku pokazowym. Rozejrzę się  po okolicy. - oznajmiła cała czerwona z zawstydzenia.
- To dobry pomysł. - pochwalił ją. - Może w końcu złapiesz bakcyla podróżniczego. Powinnaś kupić sobie bilet na najbliższe pokazy lub wziąć w nich udział. Mama byłaby z ciebie dumna. - ostatnie zdanie doprowadziło ją do irytacji. Nic jednak nie powiedziała, aby nie popsuć humoru ojcu. - Zajrzyj też na ulicę Kwiatową. Czeka tam na ciebie prawdziwa niespodzianka.
- Dobra. - powiedziała obojętnie chcąc jak najszybciej wysiąść z samochodu. Ojciec wręczył jej trochę drobnych i odjechał w świat instrumentów zostawiając ją wśród tłumu koordynatorów.
Margaret była bardzo głodna. Za prawie wszystkie drobniaki od taty kupiła dwie drożdżówki z czekoladą, lemoniadę oraz ogromną paczkę ciasteczek dla Miley. Usiadły na ławce i z obojętnością obserwowały młodych koordynatorów trenujących swoich podopiecznych.
Glameow z zainteresowaniem wpatrywała się w zupełnie coś ciekawszego niż nudne pokazy. Z uwagą śledziła pojedynek pomiędzy dwójką młodych trenerów. Nigdy nie stoczyła takiej prawdziwej, porządnej bitwy tylko brała zazwyczaj udział w prezentacji.
Miley była zupełnym przeciwieństwem innych przedstawicieli jej gatunku. Co prawda była złośliwa, wredna oraz przebiegła jak przystało na prawdziwego Glameowa. Tylko zamiast być ułożoną, elegancką kotką pełną wdzięku wolała wylegiwać się na ciepłym łóżku i nie ruszać się z domu.
Nagle rozległ się potworny hałas spowodowany burczeniem brzucha.
- Miley. Jedź. Do obiadu jeszcze trochę czasu. - pogłaskała ją trenerka. Tajemniczy, głodny osobnik dalej nie mógł uspokoić swojego brzucha.
Obok dwójki przyjaciółek siedział Pokemon podobny do psa. Miał czarną sierść oraz wyglądał dość groźnie. Jednak w oczach widniał prawdziwy smutek.
- Jaki jesteś uroczy. - pogłaskała go niespodziewanie  Margaret. Psiak zareagował nagłym ożywieniem. Siła małego gestu zmieniła całkowicie jego zachowanie. - Taki kochany. Pewnie jesteś głodny.
Margaret dała mu drożdżówkę, kilka ciastek oraz lemoniadę. Następnie szybko się z nim pożegnała z powodu taty, który czekał na nią pod spożywczym. Nastolatka nie wiedziała, że w samochodzie czeka na nią Pokeball z nowym podopiecznym...



Hej ;3 
Jak Wam się podoba nowy rozdział? Jakie są Wasze odczucia? Lubicie Glameow i Margaret?
Jeszcze pracuję na wyglądem bloga i jego stronami.
Pozdrawiam
Margie

środa, 26 kwietnia 2017

Hej :3

Nazywam się Margaret. Możecie mówić mi Margie. Postanowiłam założyć własnego bloga o ulubionych bohaterach z dzieciństwa. Oglądałam Pokemony od najmłodszych lat, ale to wszystko zaczęło się od czwartej serii tego anime, więc to tutaj postanowiłam umieścić akcję. Jak dobrze wiemy; świat nie jest tak idealny, cukierkowy oraz bezpieczny jak w Pokemonach, więc możecie spodziewać się życiowych sytuacji, brutalnej prawdy czy szarej rzeczywistości. Moje opowiadanie będzie (lub nie?) standardowe, czyli o trenerce, która wybiera się w podróż. Prolog powinien pojawić się wkrótce.