sobota, 13 maja 2017

Rozdział drugi

 Po tym rozdziale odkryjecie jaka jestem nieprzewidywalna :D hehehehe.




Magrie czuła się jak skończona idiotka. Zapewniła sobie szybką i bolesną śmierć w otoczeniu cekinowych, słodkich błyskotek, krytycznego jury i szalonego tłumu. Miała zostać pogrzebana w kiczowatej, jasnoróżowej sukience oraz tonie makijażu zostając porcelanową lalką cieszącą ludzkie oko. Gorszych katuszy nie mogła sobie zapewnić. Wszystko przez głupią rywalkę, dla której chciała wziąć udział w koszmarnym przedstawieniu. Wciągnęła w to Miley i psiaka Pokemona.
Nastolatka wcześniej nie miała przyjemności dokładniej przyglądnąć się czarnemu stworkowi. Był on cały w zaschniętym błocie przez to dziewczyna nie mogła jednoznacznie określić jego gatunku.
Przekroczyłam próg mieszkania dziadków. W rzeczywistości był to prawdziwy dom państwa Rowanów, ale dziadek będący naukowcem oraz osobą odpowiedzialną za wręczanie starterów młodym trenerom większość czasu spędzał w laboratorium w Sandgem.
Mieszkanie było puste. Dziewczyna odetchnęła z wyraźną ulgą. Mimo to skradała się po cichu jakby bała się spotkać jakiegoś domownika. Takie przyzwyczajenie. Kiedy jej tato wracał o późnych godzinach i spał do południa, nastolatka w taki sposób przemieszczała się, aby zapewnić mu zasłużony sen. Skierowała się do małej łazienki z jasnoniebieskimi kafelkami. Odkręciła kurki wlewając ciepłą wodę do wanny oraz nalewając odpowiedniego płynu do kąpieli dla Pokemonów. Miley schowała się pod kanapą na samą myśl o kąpieli.
Po kilku minutach para unosiła się po całym pomieszczeniu, a słodki, jagodowy zapach płynu wzbudzał apetyt u nastolatki.
- Wskakuj. - zachęciła czarnego Pokemona, który stał się o wiele bardziej spokojny niż wcześniej. Przechylił lekko główkę  i posłusznie wskoczył do wanny. Margaret zaczęła myć go szamponem, woda szybko przybrała mętny odcień, a na pyszczku psiaka zawitał wyraz zadowolenia. Pokemon wyskoczył z wanny cały czysty i pachnący różami i jagodami. Ochlapał Margie i wzbudził w niej szok. - Umbreon?
Pokemon posiadał czarną sierść niczym ciemna noc. Na uszach oraz ogonie miał żółte paski. Podobne na czole oraz na łapach widniały żółte okręgu. Czerwone ślepia spoglądały na mnie przyjaźnie.
Jeden znajomy Margie miał Umbreona, dlatego ten spokojnie zachowywał się w jej obecności. Za żadne skarby nie mogła sobie przypomnieć właściciela stworka. Przez umysł przeszły jej straszne scenariusze związane z zniknięciem jego trenera.
Podała mu miskę pełną jedzenia. Czekała, aż psiak zje obiad, a ona będzie mogła zgłosić sierżant Jenny o znalezieniu Pokemona. Może ktoś szukał go od kilku dni i zgłosił to policjantce?
Maragret odwiedziła posterunek sierżant Jenny, jednak nie zastała policjantki. Była ona na akcji w terenie i miała wrócić wieczorem. Dziewczyna krążyła po Floaromie obserwując trenerów, którzy przypadkiem nie szukali Pokemona. Postanowiła zaglądnąć do białego budynku Centrum Pokemon.
Jak weszła do pomieszczenie uderzyła ją fala przyjemnego zimnego powietrza z klimatyzacji. Ruch był dość spotu, ale kobieta z różowymi włosami oraz białym stroju pielęgniarskim sprawnie sobie radziła z chorymi Pokemonami. Nastolatka podeszła nieśmiało do lady pytając o trenerka Umbreona. Niestety siostra nie miała żadnego zgłoszenia w tej sprawie, ale zgodziła się na obserwacje ewolucji Eeveego. Dziewczyna uśmiechnęła się z tego faktu. Jej szczęście, jednak nie trwało wiecznie.
- Gwiazdeczka Rowan. - przywitała ją ponuro Astrid krzyżując swoje ręce na piersi.  - Sprawdzałam listę uczestników  pokazów w Floaromie. Nie widniało tam twoje nazwisko. Czyżbyś stchórzyła? - uśmiechnęła się ironicznie.
Maragret zacisnęła mocno pięści, że pobladły jej knykcie. Dolną wargę przegryzła, aby nie ponieść się emocjom. Policzyła do dziesięciu i ze spokojem odetchnęła.
- Pokazy to nie moja bajka. Nie chce znowu bawić się w zdobywanie wstążek i ubieranie słodkich sukienek. - wytłumaczyła. - Wyrosłam z tego. Zawsze możemy rozegrać zwykłą bitwę lub pokazową jak ci tak bardzo zależy.
- Załatwmy to jak na trenera przystało. - wyznała poważnym tonem. - Zwykła bitwa na zakończenie naszych sporów. - podała dłoń zdziwionej Margie. - Czekam na ciebie na boisku.
Plac treningowy dla trenerów nadający się do małych pojedynków znajdował się najczęściej za Centrum Pokemon. Było to zwykłe pole walki z wyznaczonymi białymi linami i otoczone pięknymi drzewami, pięknie pachnącymi kwiatami oraz krzewami z soczystymi owocami. W takim miejscu trenerzy rozluźniali się pod wpływem słodkich zapachów i ze spokojem ducha oddawali się walce.
Dziewczyny ustawiły się naprzeciw siebie bacznie się obserwując. Walczyły własnymi głównymi, kocimi Pokemonami. Za arbitra służył im młody, dziesięcioletni trener chcący zobaczyć walkę wkurzonych lasek.
- Gramy jeden na jednego. Wygrywa ta trenerka, której Pokemon będzie zdolny do walki. - wytłumaczyła zasady chłopak. - Do boju!
- Zamieć! - zaczęła bez żadnego ostrzeżenia trenerka Delli. Z pyszczka beżowej kotki wydobyły się jasne, świecące drobinki błyszczące w promieniach słońca. Z każdą chwilą przeradzały się w silny wiatr ochładzający temperaturę. Margaret zasłoniła sobie twarz ręką, aby zimny wiatr nie wpadł jej do oczu.
- Piorun! - wydała komendę brunetka. Glameow zamiauczała głośno wydając z siebie ogromną dawkę elektryczności. Było to spotkanie prawdziwych żywiołów. Ponad Centrum Pokemon wznosiła się złota fala elektryczności zmieszana z białymi, błyszczącymi pyłkami tworząc spektakularny efekt. - Więcej mocy! - motywowała Margie. Piorun stał się na tyle potężny, że poraził Delcatty. Z nieba zaczęły spadać srebrne i złote pyłki.
- Szybki atak! - zażądała Astrid. Pokemon wystartował niczym rakieta pozostawiając za sobą białą smużkę,
- Powstrzymaj za pomocą Stalowego Ogona, a później unieruchom. - oznajmiła trenerka Miley. Szara kotka wyprostowała swój sprężynowy ogon tak, że zaświecił srebrnym blaskiem. Z cierpliwością czekał na przeciwnika. Kiedy Delia była wystarczająco blisko uderzyła ogonem w jej łapki powodując bolesne spotkanie z ziemią. Miley nie czekała na żadną reakcję tylko chwyciła beżową kotkę i związała we własnym ogonie.


Astrid uśmiechnęła się szyderczo.
- Fala Szoku! - krzyknęła. Delcatty głośno miauknęła powodując, że pojedyncze jasnoniebieskie fale ogłuszyły całkowicie Miley. Nie mogła wykonać żadnego ruchu będąc otumaniona głośnym hałasem i szumem w uszach. 
Margaret intensywnie myślała jak miała partnerce przekazać polecenia, kiedy niespodziewanie z Centrum Pokemon z jednego okna wyleciał czarny dym. Z budynku wyskoczyła dwójka dziwnie ubranych nastolatków będących fanami science fiction. Chłopak trzymał ogromny worek, a dziewczyna związanego Umbreona.
- Szybciej Samuel. - poganiała go. - Zanim przyjdzie tutaj sierżant Jenny,
- Ile razy mam ci mówić siostrzyczko, że jestem Sam! - zdenerwował się próbując coś znaleźć w kieszeni swojego kombinezonu. - Sarunia.
- Sara! - pacnęła go mocno w głowę. 
Margaret stwierdziła, że ta dwójka to zdecydowanie bliźniaki podobni do siebie jak dwie krople wody. Oboje mieli jasnoniebieskie włosy. Sara zrobiła dwa małe kucyki związane czarnymi kokardkami. Dziewczyna była o pół głowy niższa od brata. Posiadali jasne karnacje, zielone tęczówki wchodzące w odcień limonki, lekko zadziorne noski oraz cienki wargi. Dwójka miała na sobie dziwne kostiumy. Śnieżnobiałe buty sięgały im po kolana. Byli ubrani w czarne spodnie, bluzki z krótkimi rękawami  z czarnymi paskami, ale na dekoltach miały białe odcienie i widniały złote litery ,G'. Z krótkich rękawów wychodziły dłuższe, srebrne rękawy. Wyglądali jak miłośnicy gier kosmicznych.
- Zostawcie Pokemony! - krzyknęła Margaret przerywając bitwę. 
- Po moim trupie. - uśmiechnął się cwaniacko Samuel, Nad Centrum Pokemon pojawił się duży helikopter, który swoim hałasem mógłby naprawdę obudzić umarlaka. Pilot maszyny zrzucił drabinkę. Zwinęła się ona automatycznie z złowieszczymi bliźniakami.
- Delia! Zamieć! - rozkazała swojej partnerce, która uwolniła się z uścisku Miley.
- Teraz! - krzyknęła Sara. Z helikoptera otworzyły się dwie klapy z boków maszyny. Olbrzymie białe dłonie chwyciły przestraszoną Delcatty i zdezorientowaną Miley w ich szpony. - Dodatkowe Pokemony z pewnością się nam przydadzą!
- Nie! Glameow! - wrzasnęła bezradnie Margie biegnąc za złodziejami podopiecznych.
- Blastoise! Hydro Pompa! - wydal polecenie spokojny męski głos.
Nastolatka odwróciła się gwałtownie próbując zobaczyć trenera niebieskiego żółwia. Wodny starter z Kanto wycelował dwie armatki na jego plecach w helikopter. Po chwili strumień wypłyną z niezwykłą prędkością celując w maszynę. Pilot stracił kontrolę nad sterem, ale szybko odzyskał pewność siebie i stabilność. Jednak nie na długo. Żółw odbił się mocno od ziemi, schował we własnej skorupie i zaczął wirować robiąc porządne wgniecenie w kadłubie helikoptera. Maszyna miała awaryjne lądowanie na głównym placu.
Cała trójka wyszła z helikoptera chwiejąc się na własnych nogach. Pokeballe wypadły z worka, a kotki i Umbreon uwolnili się z sideł złodziei biegnąc w stronę swoich trenerów. Glameow odzyskała w miarę słuch, ale widząc Margie rzuciła się na nią powalając na ziemi i mocno przytulając. Po dłuższej chwili nastolatka wstała rozglądając się za Umbreonem.
Margaret musiała dokładnie przetrzeć oczy czy z pewnością widzi swojego znajomego. Przed nią stał słynny młodzieniec chcący zostać najlepszym naukowcem jak jego dziadek. Gary Oak ucieszył się bardzo, kiedy jego psowaty Pokemon domagał się pieszczot. Chłopak poklepał go przyjaźnie po brzuchu.
Gary Oak był starym znajomym Margaret. Znali się jak łyse konie od zawsze za sprawą bycia wnukami popularnych naukowców. Ich dziadkowie spotykali się dość często na najważniejszych konferencjach, badaniach czy zwykłym obiedzie. Na początku przyjaźń tej dwójki była trudna. Margie uważała Garego za okropnego, pewnego siebie buca z olejem zamiast mózgu. Po czterech latach jak zaczął się interesować badaniami, a nie podróżą po regionach stał się naprawdę fajną osobą.
Wnuk profesora Oaka jest dość wysokim chłopakiem o ciemnobrązowej czuprynie, lekko opalonej karnacji oraz intensywnie niebieskich oczach przepełnionych tajemniczym błyskiem. Miał zadziorny nos oraz cwaniacki uśmieszek. Bardzo dużo podróżowała oraz zwiedzał przez co wyrobił sobie niezłą sylwetkę. Był ubrany w ciemnozieloną bluzę opinającą jego mięśnie, czarne jeansy oraz sportowe buty.
Margaret podeszła do niego spokojnym krokiem i obdarzyła karcącym wzrokiem.
- Jak zawsze jesteś roztrzepany. - stwierdziła.
- No przestań Margie. - droczył się z nią. - Szukałem Umbreona od ponad czterech dni. Dopiero jak sekretarka z policji we Floaromie potwierdziła, że widziała mojego podopiecznego to natychmiast tu przyjechałem. Porwali go te niedojdy. - wskazał na bliźniaków, którzy byli prowadzeni przez funkcjonariusza policji. W tym czasie straż pożarna przy pomocy wodnych Pokemonów gasiła helikopter.
- Martwiłem się o niego. - wyznał szczerze.
- Stary dobry Garuś! - klepnęła go przyjacielsko po plecach. - To by wyjaśniało, dlaczego pobrudził się w błocie. Chciał się przed nimi ukryć.
- Zauważyłem, że wygląda lepiej niż zazwyczaj. - stwierdził. Mocno przytulił swoją przyjaciółkę, która odwzajemniła uścisk. 

- ... Blastoise Garego pokonał z łatwością przestępców. - wyjaśniła wszytko Margaret swojej babci, która z uwagą słuchała swojej wnuczki.
Cała trójka siedziała na werandzie uroczego domku państwa Rowanów ciesząc się pięknym zachodem słońca, które było skąpane w brzoskwiniowych chmurach na błękitno-wrzosowym niebie. Przed nimi rozpościerał się widok na floaromańską łąkę wyglądającą jak morze kolorowych i niesamowicie pachnących kwiatów. Gary i Margie siedzieli na wiklinowych krzesłach z poduszkami w żółte słoneczniki. Na kolanach dziewczyny spała Glameow, która wcześniej została zbadana przez siostrę Joy. Młodzi popijali mrożoną herbatę i zajadali się ciastami czekoladowymi i kokosankami.  Babcie Margie co chwilę pytała się czy czegoś nie chcą.
Agatha Rowan była typową babcią. Zawsze była radosna. uśmiechnięta i miła dla każdego. Dbała o to, aby jej najbliższym nie zabrakło jedzenia, które z zamiłowaniem gotowała i przyrządzała. Była niską kobietą o szczupłej sylwetce. Miała brązowe włosy z licznymi siwymi włoskami, bursztynowe oczy schowane za okularami, kilka zmarszczek oraz wielki uśmiech. Miała na sobie różową bluzkę, szare getry oraz kapcie.
- W końcu twój chłopak przyjechał. - wyznała niespodziewanie Agatha. 
- Babciu. - powiedziała oskarżycielsko cała czerwona z zawstydzenia Margie. Gary też się zarumienił.
- Gdzie jest profesor Rowan? - zmienił temat nastolatek.
- A kto wie, gdzie ten stary piernik się kręci. - wyznała szczerze. Po chwili zastanowienia dodała. - Pojechał z Waynem na męską rozmowę. Pewnie go opieprzy za spotkania z koleżankami i zmuszanie kruszynki - Margie utonęła w morzu zażenowania. - do brania udziału w tych głupich pokazach. Od razu wiadomo, że z niej urodzona trenerka. Z łatwością dostałaby się do Ligii Sinnoh.
- Babciu. - ponownie przeciągnęła.
Garemu wcale nie przeszkadzał ten potok słó. Długo znał rodzinkę Rowanów, więc czuł się jak u swoich.
- Margie może spróbować swoich sił jako trenerka. - stwierdził.
- Co? - zdziwiła się.
- Za tydzień organizowane się dwuwalki. Na zwycięzców czeka całkiem fajna nagroda.
- Margaret. - ożywiła się jej babcia. - Musisz się zapisać!
Nastolatka pacnęła się ręką w czoło słysząc o absurdalnym planie tej dwójki. Glameow wesoło zamiauczała ogłaszając, że to wcale nie jest taki głupi pomysł....




I jak zdziwieni?

czwartek, 4 maja 2017

Rozdział pierwszy

Ten rozdział jest spokojny i nie ma w nim dużego szału, ponieważ chciałam zrobić małe wprowadzenie postaci. Jak wytrwasz do końca to jestem z Ciebie bardzo dumna :D.

Floaroma było jednym z najpiękniejszych miast w Sinnoh. Mieszkańcy żyli w zgodzie z przyrodą, która pielęgnowali i obdarzali miłością. Natura odpłacała się im cudownymi, soczystymi owocami, pięknie pachnącymi kwiatami oraz spokojną atmosferą sprawiając, że żyło się tutaj bajecznie. Tak też czuła się Margaret przemierzając ulice tego magicznego miasta. Przez ten cały czas miała głowę w chmurach z powodu niezbyt ciekawej sytuacji.
Niecałą godzinę temu dostała od ojca nowego Pokemona, który miał być gwarantem wygrania najbliższych pokazów. Jej irytacja sięgnęła szczytu, kiedy dowiedziała się, że nowy podopieczny jest od matki oraz przeszedł solidny trening pod jej okiem. To przeszło wszelkie normy! Była wściekła na ojca z powody spiskowania za jej plecami oraz zmuszanie dziewczyny do rzeczy, których naprawdę nie miała ochoty robić. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Wayne poparł żonę i wręcz rozkazał córce wzięcie udziału w konkursie. Widać, że owinęła go sobie wokół palca.
Matka zostawiła jej też elegancką, różową kopertę pachnącą drogimi perfumami. Rodzicielka była dumną kobietą z wyższych sfer, więc uwielbiała różnego rodzaju luksusy. W dość krótkim liście znajdowały się informacje o Pokemonie, który pochodził z hodowli wysokiej rangi stworków należących do słynnych koordynatorów. Opisywała też ile zapłaciła za bezcennego czempiona, ile treningów poświęciła na niego. Nie odzywała się przez ponad pięć lat do swojej córki, ale miała tupet do niej napisać. Nic nie zainteresowała się jedynym dzieckiem tylko opisała cudownego, nowego podopiecznego nastolatki.
Dziewczyna miała w sercu małą nadzieję, że rodzicielka przeprosi ją za wszystkie krzywdy jakie wyrządziła rodzinie i zaproponuje spotkanie, w którym mogłyby porozmawiać, wyjaśnić wszystkie sprawy. Poczuła szczególną dozę bólu, który przerodził się w czystą złość. Jak ona mogła pomyśleć, że jeszcze kiedyś wybaczy własnej matce?
Jak dalej zagłębiała się w lekturę listu, jej gniew zaczął się coraz bardziej pogłębiać. Kobieta wprost napisała, żeby Margie pozbyła się leniwej kotki oraz zapomniała o swoich pozostałych Pokemonach, ponieważ ona będzie jej podsyłać stworki z dobrych hodowli stworzone do pokazów.
- Meow. - wskoczyła jej niespodziewanie kotka na ramię. Zaczęła głośno mruczeć, ocierając się o twarz trenerki i wywołując na jej buzi ogromny uśmiech. List wraz z Pokeballem wypadł z rąk dziewczyny.
- Przepraszam. - odparła nieśmiało osiemnastolatka. - To chyba twój Pokeball. - podała Margaret czerwono-białą kulę oraz list. - Jestem Polly. - przedstawiła się cała zarumieniona z zawstydzenia nastolatka.
Polly jest prostą, nieśmiałą dziewczyną posiadającą anielską urodę. Miała długie blond włosy, które delikatnie tańczyły pod wpływem wiatru. Za opaskę służył jej wianek z śnieżnobiałych i jasnoróżowych kwiatków. Delikatna opalenizna podkreślała jej malinowe wargi oraz jasnozielone oczy schowane za oprawkami dużych, czarnych okularów. Na buzię wkradły się olbrzymie rumieńce. Polly miała na sobie długie, jasnoniebieskie spodnie, gruby, jasnoróżowy sweter oraz białe, buty sportowe. Margie zastanawiała się jak napotkana dziewczyna może wytrzymywać w tak grubych ciuchach w upale. 
- Jestem Margaret. - podała jej dłoń wcześniej chowając Pokeball do kieszeni razem z listem. Nastolatki przez pewien czas mierzyły się wzrokiem uważnie się sobie przyglądając. - Polly Miguel?
- Margie Rowan?!
Dziewczyny rzuciły się sobie w ramiona głośno się przy tym śmiejąc. Miley patrzyła zdezorientowana na nie nie wiedząc skąd wziął się u jej właścicielki taki przypływ euforii. Nastolatki natomiast mocno się przytuliły i stały tak przez dłuższą chwilę ciesząc się własnym towarzystwem i niespotykanym szczęściem.
- Wspaniale cię widzieć kochana. - oznajmiła słodko blondynka po czym bezceremonialnie chwyciła trenerkę tak, że objęła jej głowę i porządnie rozczochrała włosy. Rowan śmiała się wniebogłosy swoim psychodelicznym śmiechem zwracając uwagę wszystkich przechodniów na ulicy. - Cicho bądź idiotko. - próbowała stłumić swój chichot Polly. - Wstyd nas narobisz wieśniaku.
- Powiedziała prawdziwa dama. - odparła sarkastycznie Margaret wyrywając się z uścisku przyjaciółki. Stanęła przed dawną koleżanką z ławki i szczerze stwierdziła. - Zmieniłaś się przez te dwa lata. Zbrzydłaś.
- Powiedziała prawdziwa miss. - dodała z ironią Polly.
- Zazdrościsz. - stwierdziła przybierając pozę modelki. Szturchnęła lekko nogą Glameow, która przybrała dumny wyraz pyszczka oraz elegancką postawę jakby zwyciężyła wstążkę w pokazach. - My dwie jesteśmy prawdziwymi gwiazdkami. To cud, że jeszcze nasi fani nie przybiegli po autografy.
Dziewczyny popatrzyły na siebie porozumiewawczo po czym wybuchnęły szczerym śmiechem.
- Chodź. - pogoniła Margie. - Za rogiem widziałam jeden z najlepszych barów naleśnikowych w Floaromie. To grzech, jeślibyśmy nie odwiedziły tego miejsca.
- Wiecznie głodna. - stwierdziła z uśmiechem na twarzy Polly. - Jesteś uzależniona od naleśników. Niezwykle trudny przypadek.

Przyjaciółki usiadły w pustym kącie baru, aby w zaciszu miejsca spokojnie porozmawiać. Siedziały na wygodnych, wiklinowych krzesłach z poduszkami w niebieskie kwiatki. Po całym pomieszczeniu rozchodził się aromat naleśników oraz słodkich sosów. Miley i Margie z niecierpliwością oczekiwały własnych porcji przez oglądanie zabieganych kelnerów czy patrząc z utęsknieniem w górę pysznych naleśników, które lądowały na sąsiednich stołach. Polly miała z całej sytuacji niezłą zabawę.
- Ty tylko o jedzeniu. - powiedziała patrząc na przyjaciółkę. - Tyle ciach się tutaj kręci, a ty nic.
- Jakie ciacha? - parsknęła z ironią Margie. - Prędzej się będą za tobą oglądać niż za takim pasztetem co ja.
Margaret przestała wierzyć w prawdziwą miłość, kiedy przekroczyła próg liceum. Nie potrafiła racjonalnie czy brak zainteresowania ze strony płci przeciwnej był spowodowany przez jej niezbyt atrakcyjną figurę, beznadziejnym charakterem czy innymi czynnikami. Kiedyś walczyła o wybranka swojego serca przez zaczynanie konwersacji, poznanie bliżej jego zainteresowań. Skończyło się to zwykłą kompromitacją, którą wspomina do dzisiaj z wielkim żalem dla siebie. Jak mogła być taka głupia, aby zrobić dla niego niektóre rzeczy, błagać wręcz o odrobinę zainteresowania. Później wszystko stało się dla niej obojętne. Czy posiada chłopaka czy nie. Poświęciła się swoim zainteresowaniom i wiodła  szczęśliwe życie singielki czekającą na to, aby ktoś o nią powalczył.
- Założę się, że jeden z tych przystojnych kelnerów zaprosi cię na randkę. - wskazała na trzech młodzieńców, którzy na okres letni chcieli zarobić trochę drobnych jako kelnerzy. Byli oni mniej więcej w wieku nastolatek.
- Ta, jasne. - powiedziała z udawaną radością Margie. - Poza tym co cię sprowadza do Floaromy? Nie widziała cię od ponad dwóch lat odkąd przeprowadziłaś się do Johto. Przyjechałaś na wakacje, wróciłaś na stałe czy zaczęłaś w końcu włóczyć się po świecie? - zmieniła temat. Przybrała pozę zaciekawionej osoby podnosząc przy tym lekko prawą brew.
- To dość długa historia. - wyznała z zawstydzeniem Polly. Była lekko zmieszana zadanym pytaniem, które wyraźnie ją zestresowało.
- Jeśli nie chcesz...
- W porządku. - odparła spokojnie Polly. - Wyjechałam wraz z rodzinką do Olivine w sprawie ciężkiego stanu zdrowia babci Grety. - Margie pokiwała twierdząco głową przypominając sobie miłą staruszkę o ciepłych błękitnych oczach, szczerym uśmiechu oraz włosach spiętych w idealnego koka. - To było coś naprawdę poważnego. Rodzice postanowili zostać, aby jej pomóc. Tato znalazł dobrą pracę w jednym biurze, mama zajęła się opieką babci oraz dorywczą pracą jako krawcowa, a mój młodszy braciszek wyruszył w podróż. - uśmiechnęła się nieśmiało. - Polubiłam Olivine, jednak moje serce pozostało w Floaromie. Została mi jedna klasa liceum, którą zamierzam skończyć właśnie tutaj. Postanowiłam zamieszkać u dziadków na stałe. Kto wie, może wybiorę się w podróż?
- Mam rozumieć, że Greta ma się dobrze?
- Tak. Wraca do zdrowia. - oznajmiła zawstydzona. - Przyznam szczerze, że nigdy nie poznałabym cię  na mieście. Zmieniłaś się Margie. Stałaś się bardziej seksowna. - puściła jej oczko.
Margaret zarumieniła się na komplement od przyjaciółki. To prawda, że przeszła poważną zmianę w wyglądzie. Zawsze miała puszyste brązowe włosy do ramion, a teraz zdążyła zapuścić je po pas. Do tego przefarbowała końcówki na bursztynowy odcień i zaczęła związywać je w dwa, długie warkocze związane czarnymi kokardkami. Nabrała trochę masy przez ciągłe siedzenie w domu, ale wzięła się w garść i razem  z Miley odbywają różne ćwiczenia. Zostało jej jeszcze kilka kilo go zrzucenia, ale efekty są coraz lepsze. Usta miała pełne w wiśniowym odcieniu, lekko garbaty nos oraz duże, czekoladowe oczy. Niedawno też przekuła sobie dodatkowe dziurki w prawym uchu.
Zdecydowanie zmieniła swój styl. Pozbyła się kiczowatych, błyszczących sukienek oraz bluzek zastępując je pastelowymi ciuchami, aby nie rzucać się w oczy przechodniów jakby była znakiem drogowym. Uwielbiała bluzki z indiańskimi wzorkami, przylegające jeansy oraz stare, czarne trampki.
- Dziękuję. - zarumieniła się.
Nastolatka rozmyślała o słowach przyjaciółki. Obie bardzo się zmieniły, jednak nadal były tak szalone i głupie jak za wczesnych lat szkolnej ławki. Poznały się w wieku siedmiu lat. Margaret wylała cały sok pomarańczowy na Polly, która należała do wrażliwych dziewczynek i rozpłakała się. Brunetka miała duże wyrzuty sumienia, więc poczęstowała koleżankę z klasy drugim śniadaniem, czyli naleśnikiem z kremem czekoladowym. Tak naleśniki w życiu Margie mają duże znaczenie. W ten sposób zyskała najlepszą przyjaciółkę na lata. Polly towarzyszyła jej nawet podczas pierwszej podróży. To były czasy.
- Margie. - kopnęła ją rozchichotana Polly.
- Co? - zdenerwowała się tym, że Miguel przerywa jej rozmyślenia.
- Miley! - zdenerwowała się trenerka kotki. - Masz własną miskę z jedzeniem. - załamała ręce, kiedy zobaczyła Glameow zjadającą naleśniki z syropem klonowym. - Trudno. Zrobię sobie później w domu.
Świetny humor dziewczyn został przerwany przez jednego młodego kelnera, który stracił równowagę i przewrócił się zbijając brudne naczynia obok stolika przyjaciółek. Na szczęście nic poważnego się nie stało, a chłopak niczym poparzony zaczął zbierać duże odłamki. Margaret czuła się niezręcznie, kiedy cały czerwony z zawstydzenia młodzieniec dotknął jej  nogi przez przypadek zaliczając przy tym mocne uderzenie głową o stół oraz rozlanie syropu klonowego na jego koszulę pracowniczą.
- Przepraszam. - odparł zmieszany szybko chowając się w kuchni.
- Widzisz. - stwierdziła rozbawiona Polly. - Jednak jakiś chłopak na ciebie poleciał.

Margaret po dobrze spędzonym popołudniu kręciła się z Glameow po Floaromie bez celu. Miała dobry humor i całkowicie zapomniała o liście od matki oraz nowym podopiecznym. Niestety Polly nie mogła dotrzymać jej towarzystwa, ponieważ musiała zrobić zakupy dziadkom oraz przyrządzić ciasta i sałatki na zbliżającą się imprezę urodzinową dziadka.
Dziewczyna przypomniała sobie o niezwykłym wydarzeniu na ulicy Kwiatowej. Postanowiła udać się w tamtą stronę, aby zobaczyć co takiego ciekawego tam się mieści. Kiedy weszła w głąb szerokiej ulicy była zdegustowana. Przebywała tu masa koordynatorów biegających od sklepu do sklepu w celu zakupienia kreacji dla siebie, Pokemona lub zdobycia innych pierdół. Mogła się tego spodziewać po rodzicach. Kolejny krok, w którym chcieli ją zmusić do wzięcia udziału w pokazach. W tej części miasta znajdowały się idealne rzeczy na te przedstawienia, stąd był ten tłum.
Humor Margaret prysnął niczym bańka mydlana. Postanowiła wrócić do domu dziadków, aby wyraźnie wytłumaczyć ojcu, że za żadne skarby nie weźmie udziału w pokazach. Glameow była innego zdania. Zaczęła głośno prychać, nastroszyła futerko oraz wysunęła pazurki. Margie w oddali zobaczyła Pokemona kota, który podobnie jak Miley wykazywał agresywną postawę. Wrogi kot ruszył w kierunku trenerki i jej podopiecznej.
Brunetka chwyciła swoją przyjaciółkę zanim ta wystrzeliła w stronę nieznajomego stworka. Glameow zaczęła rzucać się na wszystkie strony oraz syczeć. Trenerka nie widziała swojej podopiecznej nigdy w tak strasznym stanie.
Tym Pokiem okazała się Delcatty należąca tylko do jednej, wrednej koordynatorki. Gdy kotka zbliżyła się niebezpiecznie blisko Margaret zdenerwowała się i mocno tupnęła chcąc odstraszyć beżowego stworka.
- Catty. - zasyczała. Zwróciła uwagę kilku przechodniów.
- Delia. - przybiegła do niej trenerka. Jak Margie zobaczyła dawną rywalkę na oczy, ciśnienie jej podskoczyło. - Przepraszam. Zazwyczaj tak... - chciała przeprosić brunetkę do momentu jak poznała z kim miała do czynienia.
- Lepiej pilnuj swojego sierściucha Astrid. - wypowiedziała imię rywalki z czystą nienawiścią.
- Nie pouczaj mnie Rowan. - wręcz wysyczała jej nazwisko.
Astrid Queen to stara rywalka Margaret za czasów jej pierwszej podróży. Jest ona wysoką, różowowłosą pięknością, za która nie jeden młodzieniec nie może oderwać wzroku. Posiada śnieżnobiałą cerę, ładny uśmiech, malinowe usta, prosty nos oraz jasnoniebieskie tęczówki wypełnione czystym złem. Była ubrana w wrzosową sukienkę z krótkim rękawem oraz falującym dołem, czarne rajstopy oraz ciemnofioletowe trampki. Jej główną partnerką była Delcatty, która pokonała Miley podczas pierwszych zawodów. Po występie padło wiele niemiłych jak na dziesięciolatki słów przez co nastolatki zaczęły rywalizację. Astrid podobnie jak Margie szybko zakończyła swoją przygodę z pokazami z przyczyn zdrowotnych. I wtedy słuch po niej zaginął.
- Witaj księżniczko. - zaczęła z ironią konwersację Margie. - Co cię tutaj sprowadza? - nastolatka skarciła się w myślach za idiotyczne pytanie.
- Pokazy. - oznajmiła dumnie. - Ja i Delia zdobędziemy wstążkę z łatwością wdeptując was w ziemię.
- Chyba w snach. - stwierdziła. - Moja Miley pokona twojego pieszczocha jednym ruchem.
- Umowa stoi. - powiedziała z szyderczym uśmiechem na twarzy. - Tylko dostań się do finału, jeśli oczywiście nie zostaniesz zmiażdżona przez groźnych dziesięcioletnich koordynatorów.
Po czym dumnie odeszła. Margaret, aż trzęsło ze złości na samą myśl o tym, że przeciwniczka zdobędzie wstążkę i z uśmiechem na twarzy będzie ją pokazywać na każdym kroku brunetce.
- Miley. Trzeba zacząć nasz trening specjalny. - oznajmiła przez zaciśnięte usta.

Glameow i Margaret przemierzały Floaromę w zawrotnym tempie rozsyłając wokół siebie nieprzyjemną aurę. Jeden młody trener bał się nawet podejść do nastolatki i uciekł, gdzie pieprz rośnie.
- Musimy zebrać naszą drużynę. - stwierdziła. - Owen, Gambit i Carlos na pewno się ucieszą na wznowienie powrotu podróży. Niestety mamy zbyt mało czasu, aby ich zebrać. Przydałby się jeszcze jeden podo... - nastolatka zamilkła, kiedy ujrzała potencjalnego kandydata do swojej drużyny. Czarny Pokemon pies siedział na ławce oglądając z uwagą przechodniów.
- Kurde. - zezłościła się. - Nie mam Pokeballi. Będziemy musiały inaczej do niego podejść. Może zagwizdać?
Jak pomyślała tak zrobiła. Psiak na początku patrzył na nią jak na idiotkę. Rozpoznał ją i z zadowoleniem podbiegł domagając się pieszczot.
- Jesteś idealny. - pochwaliła go...



Hej ;3 
Jak się Wam podoba wystrój bloga? Rozdział? W późniejszych rozdziałach będzie więcej akcji. Kolejna część może w następnym tygodniu :D.
Zakładki w trakcie pracy.