- Miley! Zdejmij swój tyłek z mojej twarzy!
Szara, elegancka kotka wydała z siebie pomruk przypominający irytujący chichot, który przemienił się w salwę przyjemnego dla ucha mruczenia oznajmującego, że nie ma najmniejszej ochoty zmienić pozycji. Jej właścicielka była całkowicie innego zdania. Miała dosyć ciągłego budzenia się w ten sam nieciekawy sposób z łapami przyjaciółki na twarzy. Zrzuciła irytującego Pokemona na ziemię.
Usłyszała charakterystyczny delikatny huk spowodowany bezpiecznym lądowaniem Miley na podłodze oraz jej złowieszczy pomruk nienawiści. Osiemnastolatka uśmiechnęła się sama do siebie i odwróciła się na drugi bok chcąc cieszyć się wygodnym łóżkiem.
Glameow miała zupełnie inne plany. Wskoczyła na prawy bok trenerki, która wydała z siebie bolesny jęk oraz zgięła się z niespodziewanego ciężaru. Kotka wyprężyła się dostojnie i zaczęła wbijać pazurki w pościel nastolatki. Dziewczyna zirytowana całą sytuacją rzuciła w Pokemona poduszką.
- Meow. - odparła zezłoszczona Glameow zabierając granatową poduszkę i uciekła z pokoju trenerki.
Margaret wiedziała, że to nie będzie dobry dzień. Wstała przed dziesiątą zbudzona przez denerwującego sierściucha, który miał dzisiaj wyjątkowo bardzo wysoki poziom do irytowania dziewczyny. Trenerka zerwała się gwałtownie z łóżka podążając za śladem złodziejki poduszek. Prawie poślizgnęła się za sprawą damskiej koszuli leżącej na podłodze. Udało jej się jakimś cudem złapać równowagę. Kotka spojrzała na właścicielkę wyzywająco, zeskakując susami ze schodów. Margaret wskoczyła na barierkę niczym zawodowy akrobata i zjechała po niej w iście hollywoodzki sposób. Niczym gwiazda musicalu, która odstawiała swój taniec z partnerem mający ją złapać na końcu zakręcić i zabrać w dzikie pląsy. Tylko zamiast bliskiego spotkania z przystojniakiem miała bliski kontakt z podłogą. Ból zamortyzował jej ciemnobrązowy płaszcz taty.
Wrócił ojciec.
Teraz Margaret wiedziała, dlaczego na piętrze leżą porozrzucane ciuchy należące do obcej kobiety. Tato nastolatki czasami lubił przyprowadzić do siebie fankę lub poznaną w klubie koleżankę. Nastolatce to na początku przeszkadzało jak w nocy nie mogła spokojnie zasnąć po ciężkim dniu oraz irytowały ją trochę starsze od niej dziewczyny, które uważały się za tą jedyną dla jej ojca, a ona wydawała się im zwykłą konkurencją. Wtedy uwielbiała robić swoją ulubioną sztuczkę, a mianowicie rzucała się tatusiowi w ramiona i całowała go w policzek patrząc z chytrym uśmieszkiem w stronę wkurzanej do granic możliwości koleżanki ojca.
- Co to za hałasy? - wrzasnęła zdenerwowana dwudziestopięciolatka wychodząc z sypialni ojca Margaret.
Córka słynnego muzyka nie za bardzo wiedziała co ojciec widzi w takich znacznie młodszych partnerkach, które po prostu pragnął obskubać go z kasy lub spędzić ciekawą noc. Nastolatka stwierdziła, że pewnie przechodzi kryzys wieku średniego. W jego gustach nie widzi też logicznego oparcia.
Piskliwa brunetka z długimi do obojczyków rozczochranymi włosami z przesadną nienawiścią przewiercała dziewczynę wzrokiem. Margaret uodporniła się na takie żałosne akty wyższości pustych lasek. Nowa dziewczyna Wayne - ojca trenerki miała jasnozielone, przeszywające tęczówki niczym wkurzony Luxray. Jej figura była idealna. Wysportowany brzuch, odpowiednie krągłości, długie nogi i małe dłonie. Skóra miała oliwkowy odcień. Kobieta miała wyeksponowane kości policzkowe, duże wargi i prosty nos. Po makijażu została totalna katastrofa. Miała na sobie czarne majtki i dużą, ulubioną bluzkę taty z zespołem piłkarskim.
- Ma przerąbane. - przeszło przez myśl Margaret, kiedy zobaczyła T-shirt ojca. - Straci życie jak ją zobaczy.
- Skarbie. - zwróciła się w cukierowo słodki sposób do czterdziestopięcioletniego muzyka. Margaret pokazała jej język.
Z sypialni wyszedł bardzo wysoki mężczyzna wyglądający jakby nie spał od ponad tygodnia. Na lekko opalonej skórze widniał kilkudniowy zarost. Ciemnobrązowe włosy przyprószone siwizną były w całkowitym nieładzie. Pod oczami pojawiły się wyraźne akty zmęczenia, podobnie mówiły o tym powieki, które walczyły ze zmęczeniem. Mężczyzna miał na sobie ciemnoniebieskie bokserki, bluzeczkę kobiety, którą zapewne włożył przez przypadek oraz dwa różne kapcie. Wyglądał komicznie.'
- Tato! - krzyknęła radośnie Margaret dając upust swoim emocjom. Nastolatka zawsze szczerze tęskniła za ojcem, a kiedy wracał bardzo się cieszyła. Nie znosiła spędzać samotnych dni w domu. Zwłaszcza teraz, kiedy zaczęły się wakacje. Mężczyzna znacznie częściej wyjeżdżał dając koncerty.
Wayne zszedł ze schodów z ogromnym uśmiechem na twarzy i mocno przytulił swoją jedyną córką. Szczerze za nią tęsknił. Podniósł ją delikatnie do góry co skończyło się salwą śmiechu.
- Margie. - powiedział do córki zdrobniale. - A gdzie jest Miley?
Dwudziestopięcioletniej kobiecie powiększyły się oczy ze zdziwienia. Na początku myślała, że mężczyzna wyrzuci z domu obcą nastolatkę, która okazała się jego córką, to jeszcze była jeszcze jakaś tajemnicza Miley?! Miała tego serdecznie dość! Ubrała swoje spodnie i wyszła z domu mocno trzaskając drzwiami. Nikt specjalnie nie zwrócił uwagi na jej humorki z powodu rodzinnego powitania.
- Jestem głodny. - stwierdził mężczyzna łapiąc się za burczący brzuch.
- Pójdę coś dla nas przygotować. - powiedziała z ogromnym entuzjazmem.
- Meow. - potwierdziła wiecznie głodna Glameow pojawiając się niespodziewanie pod nogami pana domu.
- Musimy kupić dżem. - stwierdziła Margaret, kiedy przygotowywała składniki na zrobienie śniadania.
Nastolatka z uśmiechem na twarzy zaczęła przyrządzać przepyszne naleśniki oraz gorącą czekoladę. Miley kręciła się wokół nóg trenerki ładnie się łasząc, aby zdobyć na śniadanie naleśnika z karmą.
- Coś ładnie pachnie. - stwierdził pan Wayne całując córkę w policzek i podkradając kubek z gorącym napojem. - Masz talent kulinarny. Robisz o wiele lepsze naleśniki niż mama - uśmiechną się promiennie.
Margaret zacisnęła mocniej dłoń na rączce patelni. Nienawidziła jak tato wspominał o mamie nawet, jeśli robił to nieświadomie lub przez przypadek. Miała duży żal do swojej rodzicielki, która spowodowała rozbicie rodziny i doprowadzenie jej do takiego stanu. Ona cały czas boi wyruszyć w podróż. Nie chce zostawić ojca, który mocno przeżywa rozstanie. Stał się podrywaczem i przyprowadza do domu swoje koleżanki. Miała tego cholernie dosyć.
- Margie. - wyrwał ją z zamyślenia chichot ojca, któy wcześniej wyłączył kuchenkę.
- Co? - zirytowała się.
- Miley zjada ci śniadanie. - wybuchł śmiechem. - Też jestem głodny. - wyznał po ataku chichotu. - Gdzie jest krem czekoladowy?
- Czekolada? Serio tato? - popatrzyła na niego zrezygnowanym spojrzeniem. - Zdrowsze i o wiele lepsze naleśniki będą z dżemem lub świeżymi owocami.
Wymienili ze sobą porozumiewawczym wzrokiem i ponownie wybuchnęli śmiechem. Margaret wyjęła z szafki krem czekoladowy i wspólnie zaczęli przyrządzać ulubiony przysmak dodając jeszcze bitej śmietany.
Podróż do miasta Floaromy nigdy nie trwała tak długo jak dzisiaj. Powodem był zbliżający się konkurs koordynatorski dla młodych i początkujących trenerów, którzy marzyli o zdobyciu wstążki. Był to jedyny okres w roku, którego Margaret szczerze nienawidziła. Ubieranie się w cukierkowe sukienki, wysyłanie całusów w stronę publiczności, sztuczne uśmiechy do jurorów oraz bezsensowne treningi mające udowodnić wyjątkowość Pokemona były totalnie przereklamowane dla nastolatki. Wszystko za sprawą matki, która marzyła, aby jedyna córka poszła w jej ślady i zdobyła jak najwięcej wstążek. Dostała nawet od niej Glameowa jako kotkę urodzoną do pokazów. Kiedyś pragnęła pójść w ślady matki. Kiedyś.
Teraz jej jedynym pragnieniem było spędzenie jak najwięcej czasu na spaniu, oglądaniu telewizji, robieniu zadań z matmy oraz jeszcze bliższym kontakcie z ojcem i Miley. Poza tym miała jeszcze marzenia do zrealizowania. Chciała dostać się na wymarzone studia matematycznie i spełnić się zawodowo. Nie miała czasu na żadne podróże i zabawy w trenerkę. Kiedyś wyruszyła w podróż, ale zakończyła się małym wypadkiem.
- Dokąd jedziemy? - spytała ze znudzeniem wypisanym na twarzy.
- Do dziadka Rowana na obiad. - oznajmił. - Która jest godzina? Nie chcemy się spóźnić. Wiesz jak mój ojciec reaguję na brak punktualności.
- Tak. - uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie skruszonej miny taty, kiedy dziadek dawał mu porządną lekcję przychodzenia na czas. Miała niezły ubaw z tej sytuacji. - Za dwanaście minut będzie dwunasta. Poza tym dostałeś esemesa od dziadka. - oznajmiła Margie sprawdzając telefon taty.
- To sprawdź co napisał.
- Z powodu nagłego spotkania przesunął obiad na czternastą. - odczytała wiadomość.
- Mogłem się tego spodziewać. - wyznał. - Jedziesz ze mną do sklepu muzycznego? Muszę kupić nową gitarę akustyczną. Ostatnia nieźle ucierpiała po wieczorze kawalerskim Jasona. - uśmiechnął się na wspomnienie swojego przyjaciela.
Dziewczyna zbladła. Nienawidziła chodzić z ojcem do sklepu muzycznego, ponieważ Wayne zamieniał się wtedy w prawdziwą kobietę na zakupach w centrum handlowym.
- Wysadź mnie przy budynku pokazowym. Rozejrzę się po okolicy. - oznajmiła cała czerwona z zawstydzenia.
- To dobry pomysł. - pochwalił ją. - Może w końcu złapiesz bakcyla podróżniczego. Powinnaś kupić sobie bilet na najbliższe pokazy lub wziąć w nich udział. Mama byłaby z ciebie dumna. - ostatnie zdanie doprowadziło ją do irytacji. Nic jednak nie powiedziała, aby nie popsuć humoru ojcu. - Zajrzyj też na ulicę Kwiatową. Czeka tam na ciebie prawdziwa niespodzianka.
- Dobra. - powiedziała obojętnie chcąc jak najszybciej wysiąść z samochodu. Ojciec wręczył jej trochę drobnych i odjechał w świat instrumentów zostawiając ją wśród tłumu koordynatorów.
Margaret była bardzo głodna. Za prawie wszystkie drobniaki od taty kupiła dwie drożdżówki z czekoladą, lemoniadę oraz ogromną paczkę ciasteczek dla Miley. Usiadły na ławce i z obojętnością obserwowały młodych koordynatorów trenujących swoich podopiecznych.
Glameow z zainteresowaniem wpatrywała się w zupełnie coś ciekawszego niż nudne pokazy. Z uwagą śledziła pojedynek pomiędzy dwójką młodych trenerów. Nigdy nie stoczyła takiej prawdziwej, porządnej bitwy tylko brała zazwyczaj udział w prezentacji.
Miley była zupełnym przeciwieństwem innych przedstawicieli jej gatunku. Co prawda była złośliwa, wredna oraz przebiegła jak przystało na prawdziwego Glameowa. Tylko zamiast być ułożoną, elegancką kotką pełną wdzięku wolała wylegiwać się na ciepłym łóżku i nie ruszać się z domu.
Nagle rozległ się potworny hałas spowodowany burczeniem brzucha.
- Miley. Jedź. Do obiadu jeszcze trochę czasu. - pogłaskała ją trenerka. Tajemniczy, głodny osobnik dalej nie mógł uspokoić swojego brzucha.
Obok dwójki przyjaciółek siedział Pokemon podobny do psa. Miał czarną sierść oraz wyglądał dość groźnie. Jednak w oczach widniał prawdziwy smutek.
- Jaki jesteś uroczy. - pogłaskała go niespodziewanie Margaret. Psiak zareagował nagłym ożywieniem. Siła małego gestu zmieniła całkowicie jego zachowanie. - Taki kochany. Pewnie jesteś głodny.
Margaret dała mu drożdżówkę, kilka ciastek oraz lemoniadę. Następnie szybko się z nim pożegnała z powodu taty, który czekał na nią pod spożywczym. Nastolatka nie wiedziała, że w samochodzie czeka na nią Pokeball z nowym podopiecznym...
Podróż do miasta Floaromy nigdy nie trwała tak długo jak dzisiaj. Powodem był zbliżający się konkurs koordynatorski dla młodych i początkujących trenerów, którzy marzyli o zdobyciu wstążki. Był to jedyny okres w roku, którego Margaret szczerze nienawidziła. Ubieranie się w cukierkowe sukienki, wysyłanie całusów w stronę publiczności, sztuczne uśmiechy do jurorów oraz bezsensowne treningi mające udowodnić wyjątkowość Pokemona były totalnie przereklamowane dla nastolatki. Wszystko za sprawą matki, która marzyła, aby jedyna córka poszła w jej ślady i zdobyła jak najwięcej wstążek. Dostała nawet od niej Glameowa jako kotkę urodzoną do pokazów. Kiedyś pragnęła pójść w ślady matki. Kiedyś.
Teraz jej jedynym pragnieniem było spędzenie jak najwięcej czasu na spaniu, oglądaniu telewizji, robieniu zadań z matmy oraz jeszcze bliższym kontakcie z ojcem i Miley. Poza tym miała jeszcze marzenia do zrealizowania. Chciała dostać się na wymarzone studia matematycznie i spełnić się zawodowo. Nie miała czasu na żadne podróże i zabawy w trenerkę. Kiedyś wyruszyła w podróż, ale zakończyła się małym wypadkiem.
- Dokąd jedziemy? - spytała ze znudzeniem wypisanym na twarzy.
- Do dziadka Rowana na obiad. - oznajmił. - Która jest godzina? Nie chcemy się spóźnić. Wiesz jak mój ojciec reaguję na brak punktualności.
- Tak. - uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie skruszonej miny taty, kiedy dziadek dawał mu porządną lekcję przychodzenia na czas. Miała niezły ubaw z tej sytuacji. - Za dwanaście minut będzie dwunasta. Poza tym dostałeś esemesa od dziadka. - oznajmiła Margie sprawdzając telefon taty.
- To sprawdź co napisał.
- Z powodu nagłego spotkania przesunął obiad na czternastą. - odczytała wiadomość.
- Mogłem się tego spodziewać. - wyznał. - Jedziesz ze mną do sklepu muzycznego? Muszę kupić nową gitarę akustyczną. Ostatnia nieźle ucierpiała po wieczorze kawalerskim Jasona. - uśmiechnął się na wspomnienie swojego przyjaciela.
Dziewczyna zbladła. Nienawidziła chodzić z ojcem do sklepu muzycznego, ponieważ Wayne zamieniał się wtedy w prawdziwą kobietę na zakupach w centrum handlowym.
- Wysadź mnie przy budynku pokazowym. Rozejrzę się po okolicy. - oznajmiła cała czerwona z zawstydzenia.
- To dobry pomysł. - pochwalił ją. - Może w końcu złapiesz bakcyla podróżniczego. Powinnaś kupić sobie bilet na najbliższe pokazy lub wziąć w nich udział. Mama byłaby z ciebie dumna. - ostatnie zdanie doprowadziło ją do irytacji. Nic jednak nie powiedziała, aby nie popsuć humoru ojcu. - Zajrzyj też na ulicę Kwiatową. Czeka tam na ciebie prawdziwa niespodzianka.
- Dobra. - powiedziała obojętnie chcąc jak najszybciej wysiąść z samochodu. Ojciec wręczył jej trochę drobnych i odjechał w świat instrumentów zostawiając ją wśród tłumu koordynatorów.
Margaret była bardzo głodna. Za prawie wszystkie drobniaki od taty kupiła dwie drożdżówki z czekoladą, lemoniadę oraz ogromną paczkę ciasteczek dla Miley. Usiadły na ławce i z obojętnością obserwowały młodych koordynatorów trenujących swoich podopiecznych.
Glameow z zainteresowaniem wpatrywała się w zupełnie coś ciekawszego niż nudne pokazy. Z uwagą śledziła pojedynek pomiędzy dwójką młodych trenerów. Nigdy nie stoczyła takiej prawdziwej, porządnej bitwy tylko brała zazwyczaj udział w prezentacji.
Miley była zupełnym przeciwieństwem innych przedstawicieli jej gatunku. Co prawda była złośliwa, wredna oraz przebiegła jak przystało na prawdziwego Glameowa. Tylko zamiast być ułożoną, elegancką kotką pełną wdzięku wolała wylegiwać się na ciepłym łóżku i nie ruszać się z domu.
Nagle rozległ się potworny hałas spowodowany burczeniem brzucha.
- Miley. Jedź. Do obiadu jeszcze trochę czasu. - pogłaskała ją trenerka. Tajemniczy, głodny osobnik dalej nie mógł uspokoić swojego brzucha.
Obok dwójki przyjaciółek siedział Pokemon podobny do psa. Miał czarną sierść oraz wyglądał dość groźnie. Jednak w oczach widniał prawdziwy smutek.
- Jaki jesteś uroczy. - pogłaskała go niespodziewanie Margaret. Psiak zareagował nagłym ożywieniem. Siła małego gestu zmieniła całkowicie jego zachowanie. - Taki kochany. Pewnie jesteś głodny.
Margaret dała mu drożdżówkę, kilka ciastek oraz lemoniadę. Następnie szybko się z nim pożegnała z powodu taty, który czekał na nią pod spożywczym. Nastolatka nie wiedziała, że w samochodzie czeka na nią Pokeball z nowym podopiecznym...
Hej ;3
Jak Wam się podoba nowy rozdział? Jakie są Wasze odczucia? Lubicie Glameow i Margaret?
Jeszcze pracuję na wyglądem bloga i jego stronami.
Pozdrawiam
Margie